poniedziałek, 21 marca 2016

New Xiaolin Showdown ~ Rozdział 4. Zapowiedź misji

Weszłam do sali tronowej i stanęłam bezpośrednio przed tronem Chase'a. Jako jego - bądź, co bądź - uczennica powinnam się chyba skłonić czy coś, nie? Cóż, trudno. Nie jestem przyzwyczajona do bicia pokłonów zwłaszcza, przed chłopakiem, który wygląda na niewiele starszego ode mnie. Tak, ja od razu muszę mieć skojarzenia. Gdybym ich nie miała, to chyba by jakiś cud się zdarzył.
-Dlaczego mnie wezwałeś?- zapytałam, zanim mój wewnętrzny monolog na dobre się rozkręcił. W przyszłości chyba jakimś filozofem zostanę.- Mistrzu.- dodałam po czasie.
Książę Ciemności nie śpieszył się z odpowiedzią. Nadal ze stoickim spokojem przeglądał plik kartek przyniesiony przez jednego z kocich wojowników. Zdążyłam już zauważyć, że w takich momentach lepiej poczekać, aż sam rozpocznie temat. Nie ma co sobie gardła zdzierać i tak nie zareaguje. Przez następne pięć minut sufit i ściany wydawały mi się niesamowicie interesującymi obiektami i co rusz znajdowałam w nich kolejne niewielkie pęknięcia. Z nudów zaczęłam nawet łączyć je w różne dziwne wzory, niczym gwiazdy na niebie. Niemal zapuściłam korzenie, gdy w końcu raczył wyjaśnić, czego ode mnie oczekuje.
-Będziesz moim szpiegiem w świątyni Xiaolin.- powiedział lustrując moją osobę wzrokiem, jakby miał ze mną styczność pierwszy raz w życiu. Nigdy nie zrozumiem tego face... Zaraz, czy on powiedział, że mam w Xiaolinie szpiegować? Brawo, za zapłon Gansey, brawo.
-Zawiodę cię. Nie jestem dobrym szpiegiem.- poinformowałam uczynnie, po czym zabrałam się za wyliczanie na palcach cech, których żaden Agent 0 nie powinien posiadać, a u mnie były na poziomie dziennym.- Robię za dużo hałasu; nocą nawet najcichszy szmer przyprawia mnie o zawał serca; jestem beznadziejna w chowanego; nie umiem robić notatek; zawsze idę na żywioł, a raczej nie o to chodzi- Skończyły mi się palce na jednej ręce i już zamierzałam przerzucić się na drugą, kiedy brunet gestem nakazał mi milczenie.
-Siedź przez chwilę cicho i daj mi skończyć.- poprosił, choć jak dla mnie z jego ust nie wychodzą prośby, a rozkazy.- Lada dzień do świątyni ma przyjechać wnuczka mistrza Funga, ale tak się składa, że nigdy tam nie dotrze.- Tu uśmiechnął się w zdeczka niepokojący sposób.- Zamiast niej pojedziesz ty i przez kolejnych kilka tygodni będziesz donosić mi o wszystkim, co się tam dzieje oraz zbierać informacje o mnichach. Wyglądem się nie przejmuj - dam ci Przeobrażacz, to powinno załatwić sprawę.
-Racja, załatwi.- przyznałam. Nadal mnie interesowało, co dokładnie wydarzyło się podczas tych paru miesięcy/lat - niepotrzebne skreślić - których nie pokazano w TV, bo twórcom zachciało się kończyć serię.
-Tutaj masz jej dane osobowe i życiorys.- Podał mi dokumenty, które wcześniej sam czytał. Na pierwszej stronie znajdowały się pierdoły takie jak imię, nazwisko, wiek, miejsce urodzenia i inne podstawowe informacje oraz zdjęcie. Później zaczynała się historia jej życia od dnia narodzin i... Jezu, to ma chyba ze trzydzieści stron!- Jakieś pytania?
-Dwa.- odpowiedziałam.- Będzie z tego kartkówka?
-Nie. Przecież nie każę ci się tego uczyć na pamięć.
-Całe szczęście, bo już mi serce do gardła podeszło.- Westchnęłam z ulgą.- Drugie pytanie: co się stanie z tą dziewczyną, gdy ja zajmę jej miejsce?
-Niech cię o to głowa nie boli.- odparł. Okej, ten jego uśmieszek dopiero teraz zrobił się niepokojący, wcześniej to było nic.
-Pewny jesteś?- Spojrzałam na niego podejrzliwie.- Trochę bólu głowy mi nie zaszkodzi.
-Idź już.
-Chaaase?- zawyłam. O co temu dziadowi chodzi? Jeśli planuje to o czym właśnie pomyślałam, to niech zapomni, że wezmę w tym jakikolwiek udział. Może i niedawno zwinęłam parę ciuchów, na wycieczce krajoznawczej z Katnappe, ale nie zamierzałam mieć na sumieniu morderstwa.
-Idź!- podniósł głos. To już nie była prośba i chcąc nie chcąc wyszłam.
-Palant.- warknęłam, będąc już w drodze do swojego pokoju. Gdy tam dotarłam - tak! Nauczyłam się nareszcie w miarę sprawnie poruszać po pałacu! -, wyszłam na balkon i usiadłam pod poręczą. Zabrałam się za przeglądanie papierów. Na dłuższą chwilę zatrzymałam się przy zdjęciu dziewczyny i jej podstawowych danych. Miała proste, czarne włosy; niebieskie oczy i łagodne rysy twarzy. Była o rok starsza ode mnie i niższa o jakieś... dziesięć centymetrów? Coś koło tego. Nie jestem pewna ile dokładnie mam wzrostu. 
Warknęłam rozdrażniona i odrzuciłam plik kartek na bok. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o chłodny marmur. Tak łatwiej było udawać, że Pałac Ciemności nie jest położony wśród klifów, stromych przepaści i czynnych wulkanów. Gdyby w powietrzu nie było tyle dwutlenku węgla pewnie nawet bym w to uwierzyła. Wiem, że dalej rozciągają się połacie zieleni, jednak z mojej obecnej pozycji ledwo mogę je dostrzec.
Czy dam sobie radę? Nie potrafię kłamać, nigdy nie potrafiłam. Zawsze byłam szczera zarówno z otoczeniem, jak i z sobą samą - nie, żebym miała o sobie nadto zaniżoną opinię, skądże. Co prawda, do lat piętnastu, co roku występowałam w przedstawieniu jasełkowym i granie kogoś innego bardzo mi się wtedy podobało. Jednak  miałam świadomość, że po zejściu ze sceny będę mogła znów być sobą. Tym razem miało tak nie być. Moja nowa codzienność stanie się sceną. A jeśli zgubię samą siebie? Chase naprawdę sądzi, że temu podołam?  
-Rachel?
Otworzyłam oczy i podniosłam na Sebastiana leniwe spojrzenie.
-Obecna.- odparłam.- Czego byś chciał?
-Właściwie, to mam zalecenie od Chase'a.- Podniósł z posadzki plik kartek i położył mi go na kolanach, a sam usiadł obok. Wywróciłam oczami.
-No, jasne.- rzuciłam z sarkazmem. By the way, zauważyłam, że odnosi się do Chase'a per "panie", tylko wtedy gdy zwraca się do niego bezpośrednio. Natomiast, gdy ze mną rozmawiał mówił po imieniu. Ciekawe...- Czego jaśnie książę by chciał?
-Wybieramy się na małą wycieczkę.
~°~°~
Nogi już dawno zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa i teraz większą część swojej uwagi skupiałam na utrzymaniu się w pozycji stojącej. Ten szczwany jaszczur doskonale wiedział, co robi wysyłając mnie tutaj! To faktycznie świetne ćwiczenie na wytrzymałość fizyczną i duchową. Szkoda tylko, że w jednym i drugim leżę. Przetrwanie tej misji będzie mnie kosztować sporo cierpliwości i wyrzeczeń. No, naprawdę! Wiem, że pewnie dalej się gniewa za tą sytuację z Bransoletą Tora. Wiem i szanuję. Ale, do Jasnej Anielki, dlaczego?!
-Nigdy więcej nie dam się wrobić w zakupy z Katnappe.- burknęłam pod nosem. Jedyny pozytyw tej sytuacji to, że mogłam ubrać się w ciuchy, które miałam na sobie, gdy tu trafiłam. Tak, w dżinsach, szarym podkoszulku i adidasach w końcu poczułam się sobą. 
-Rachel, zobacz na ten sweterek!- pisnęła Ashley, podstawiając mi pod nos kolejny ciuch. Mam dosyć patrzenia na nie, przynajmniej do osiemnastych urodzin.- Słodki, nie?
-Taa. Sweetaśny.- odparłam, mimowolnie się krzywiąc i odwróciłam głowę. Powoli robiło mi się niedobrze od charakterystycznego zapachu nowych ubrań. Kątem oka dostrzegłam, że Sebastian robi to samo. Cóż, jako mój opiekun był zmuszony mi wiernie towarzyszyć nawet podczas zakupów. Wyjątkiem było kupno bielizny, kiedy to wysłałam go do sklepu z artykułami budowlanymi po farbę i pędzle, co wykonał z niejaką ulgą. Tsa, on sobie poszedł, a ja musiałam znosić komentarze Ashley. 
-Potrzebujesz jeszcze czegoś?- zapytał mnie Sebastian. Od początku naszego najazdu na galerię handlową wytrwale ignorował rozentuzjazmowaną blondynkę.
Wymieniłam w myślach wszystkie zakupione rzeczy i porównałam to z moją wewnętrzną listą przedmiotów koniecznych do życia.
-Przydałoby mi się kilka kart doładowania do telefonu.- stwierdziłam, dziękując w myślach, że miałam komórkę w kieszeni, kiedy się tu przeniosłam. Ładowarkę już sobie dokupiłam - skoro to nie ja płacę, to co sobie będę żałować -, ale ten szczególik jakoś mi uciekł.- I zapalniczkę.- dodałam po chwili.
Sebastian uniósł brew.
-No co? Zapałki są upierdliwe, poza tym się kończą.- wyjaśniłam.
-Mówisz jak piromanka.- wtrąciła Katnappe, która właśnie podeszła do nas z jedną torbą więcej. Czyli ten sklep ma już zaliczony.
-Jakby paliła, co najmniej.- dorzucił koci wojownik. Parsknęłam śmiechem. Nie są pierwszymi osobami, które mi to mówią.- Dobra, zaraz wracam.- rzucił i się oddalił.
-Too~... gdzie idziemy teraz?- Ashley posłała mi rozanielony uśmiech. Momentalnie wyobraziłam sobie lawinę ubrań lecącą prosto na mnie i poczułam dreszcz na plecach. Jak to jest, że moje zainteresowanie ciuchami wyparowało zaraz po znalezieniu dodatkowej pary dżinsów i ciepłej bluzy w kożuchem - no, musiałam sobie znaleźć również kilka podkoszulków, ale do tego nie przywiązywałam już takiej wagi -, a ona potrafi godzinami stać przy jednym regale?
-Może do księgarni?- zasugerowałam. Jej radość trochę zmalała, ale nie straciła rezonu.
-Pewnie.    
~°~°~
Rzuciłam torby na łóżko i zabrałam się za urządzanie pokoju. Kiedyś musiałam się za to zabrać, a póki co nie mam ochoty na czytanie życiorysu dziewczyny, pod którą mam się podszywać. Usłyszałam pukanie do drzwi i chwilę później pojawiła się w nich blond czupryna Ashley.
-Mam to co chciałaś.- powiedziała i rzuciła w moją stronę Rubin Ramzesa. Ledwo, bo ledwo, ale złapałam czerwony kryształ i odpowiedziałam jej uśmiechem.- Miałaś rację, przez ten cały czas to Wuya go ukrywała. 
-No widzisz? Magia.- Wzruszyłam ramionami.
Katnappe parsknęła śmiechem. Po raz n-ty zapewniła, że pomogłaby mi gdyby Chase nie wysyłał jej na jakąś misję specjalną do Jacka Spicera, a ja po raz n-ty powiedziałam, że nie szkodzi i sobie poradzę. Życzyłam jej jeszcze powodzenia i rozstałyśmy się w pokoju. Spojrzałam na przyniesione przez nią Wu. Będę musiała je później odnieść. 
-Jesteś pewna, że wiesz, jak się tego używa?- zapytał Sebastian, przenosząc nieufne spojrzenie ze mnie na rubin.
-Nie wiem.- odparłam.- Ale możesz mi pomóc, jak chcesz.
Prychnął i powrócił do zwierzęcej formy, po czym usadowił się przy wyjściu na balkon, jednak na tyle blisko, żeby na wszelki wypadek zdążył odepchnąć mnie z toru lecącej komody. Jak widać, niezbyt we mnie wierzył. Fuknęłam urażona i wypowiedziałam nazwę Wu, aby aktywować jego moc. Z jego pomocą przesunęłam wszystkie meble parę metrów w stronę środka pokoju. Potrzebowałam swobodnego dostępu do ścian. Uśmiechnęłam się zadowolona, pokazałam tygrysowi język i chwyciłam za ołówek. Robota dopiero się zaczyna.
Przez następne pół godziny szkicowałam na mlecznobiałych ścianach wszystko, co tylko przychodziło mi do głowy - od figur geometrycznych, przez różnorodne zawijasy, po pnącza, liście i póki kwiatów. Zadowolona z efektu chwyciłam za pędzel.
Jakiś czas później ktoś bezczelnie wlazł do mojego pokoju bez pukania. Zostałam wyprowadzona z równowagi, a w efekcie zegar naścienny, który właśnie próbowałam odwiesić na miejsce za pomocą Rubinu Ramzesa odbył lot pierwszą klasą prosto w stronę... Chase'a. Fuck yeah. Mój zajefajny mistrzunio zdążył zrobić unik i odmierzacz czasu wylądował awaryjnie na drzwiach, rozbijając się w drobny mak.
-Ups.- powiedziałam. Wtedy też zorientowałam się, że nadal mam w rękach rubin. Szybko schowałam Wu za plecami i uśmiechnęłam się rozbrajająco.
-Tak. Ups.- potwierdził, lekko zażenowany moją marną próbą. Wyciągnął rękę, a ja, nadal się szczerząc, położyłam na niej kryształ. Coś czuję, że Chase dopisze go do swojej prywatnej listy rzeczy, których nie mogę dotykać. Dobrze, że zdążyłam już wcześniej poustawiać wszystkie meble i nie rzuciłam w niego czymś cięższym. Nie szkoda mi tego zegara i tak go nie używałam.- Nie będę pytał skąd go masz.
-Ależ ja mogę powiedzieć.- zaoferowałam, lecz zostałam olana - jak zwykle zresztą.
Young przez chwilę rozglądał się po pomieszczeniu.
-Nieźle się urządziłaś.- pochwalił. Okay, tego się nie spodziewałam.
-Dzięki, mnie też się podoba. Wcześniej było tu za biało.- Machnęłam ręką. Puszki nie były duże toteż zużyłam całą farbę i teraz jest o wiele bardziej kolorowo. Tak weselej.- Ale zakładam, że nie przyszedłeś, żeby mnie chwalić.
-Przyszedłem, ponieważ nie stawiłaś się na kolacji.
Tu spojrzał na Sebastiana. On również uniósł łeb i przez chwilę patrzyli na siebie, jakby rozmawiali w myślach. No tak, przecież właśnie w ten sposób Chase komunikuje się w wojownikami! Wcześniej mi to umknęło. Swoją drogą, naprawdę nie stawiłam się na kolacji? Ojoj.
-Rozumiem.- Skinął głową. Cokolwiek powiedział mu Sebek, wystarczyło jako wyjaśnienia.- Radzę ci wciąć się do roboty.- Znów zwrócił się do mnie.- Za dwa dni jedziesz do Xiaolinu.          
~°~°~
Złapałam Chase'a za rękę jeszcze zanim mnie o to poprosił i mocno splotłam palce z jego. I tak miał zaraz nas teleportować, więc wymówkę posiadałam. Nawet nie zastanawiałam się skąd we mnie nagle tyle śmiałości. Widocznie, za bardzo się bałam, żeby zwracać uwagę na szczegóły. Przyjrzał mi się uważnie, unosząc brew w pytającym geście. Wbiłam wzrok w czubki swoich butów.
-Stresujesz się?- zapytał cicho.
-Stresowałam się pięć minut temu. Teraz jestem przerażona.- odpowiedziałam, przez ściśnięte gardło. Jakim cudem jeszcze byłam w stanie oddychać? Nie mam pojęcia.
-Nie wyglądasz.- stwierdził, przez co miałam ochotę parsknąć śmiechem.- Gdyby nie ten pełen zagubienia i rozpaczy uścisk - Skinął głową na nasze złączone dłonie.- pomyślałbym, że ta misja spływa po tobie, jak woda po kaczce.
-Naprawdę? Spokojna głowa.- odparłam ironicznie.- Jak znam życie, ręce zaczną mi się trząść dopiero, gdy dotrzemy do świątyni.
Książę Ciemności parsknął śmiechem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz