poniedziałek, 14 marca 2016

New Xiaolin Showdown ~ Rozdział 1. Witamy w Krainie NieTutaj.

"Typowym kocim nawykiem jest ciekawość. Ciekawość jest też ludzką skłonnością. A jednak koty są zadziwiająco stworzone do przejawiania ciekawości." ~ Eric Gurney

Życie czasami zaskakuje nas bardziej niż ustawa przewiduje. Może mi ktoś wytłumaczyć jakim cudem przysnęłam u siebie w pokoju, a obudziłam się na ziemnej, marmurowej podłodze? I nie. Nie spadłam z łóżka. Zacznijmy od tego, że to nie był mój dom. Za wysoki sufit, za staroświecki wystrój, widzę to nawet z tej perspektywy. Wyprostowałam ręce tym samym unosząc się do pozycji siedzącej. Czułam się trochę dziwnie, jak po dobrym maratonie horrorów, które pozostawiają trwały uraz na psychice i sprawiają, że mózg wypływa uszami. W skrócie, miałam mętlik w głowie i wolno kojarzyłam fakty. Niestety, nie zapowiadało się, żeby ten kac przeszedł w najbliższym czasie, a szkoda, bo logiczne myślenie przydałoby mi się w takiej sytuacji.
-Ała.- jęknęłam. 
Obraz przed oczami miałam strasznie rozmazany. Nie próbowałam ani dogłębniej badać pomieszczenia wzrokiem, ani tym bardziej wstawać. Prawdopodobnie skończyłoby się to zwróceniem ostatniego posiłku, a tego wolałabym uniknąć. Przymknęłam oczy. Planowałam spokojnie poczekać, aż wróci mi trzeźwość umysłu, żeby dokładnie przeanalizować sytuację. Szkoda, że moje planowanie szlag trafił…
-Wygodnie ci na tej podłodze?- Usłyszałam za swoimi plecami głęboki, męski głos. Wydawał się spokojny i cierpliwy, jednak przy dłuższym wsłuchaniu się można było wyłapać w nim nutkę drwiny przyprószonej niezachwianą wiarą we własne możliwości. Wydawał się dziwnie znajomy, a jednak tak obcy.
W ostatniej chwili powstrzymałam się przed odruchowym otwarciem oczu i odwróceniem głowy – nadal miałam na uwadze, jak mogłoby się to skończyć.
-To zależy.- odpowiedziałam, znów zmieniając pozycję na leżącą. Chłód posadzki działał kojąco i pomagał mi się uspokoić.- Jest trochę twarda, ale może być.- dodałam. Powoli otworzyłam oczy. Sufit już nie wyglądał jak wielka, rozmazana plama. No, jest jakiś progres!
Mój rozmówca prychnął.
-Jak widzę masz cięty język.- stwierdził.
-Mam to uznać za komplement?- zapytałam. Przeturlałam się na brzuch – nie, nie, żeby podłogę wyfroterować. Ona nawet tego nie wymagała. Widać, że facet ma dobrą sprzątaczkę, bo wątpię, żeby sam latał ze zmiotką i szufelką. Zmiana pozycji miała na celu pomóc mi w osiągnięciu pozycji pionowej żebym mogła przekonać się, do kogo należy głos, z którym tak miło mi się gawędzi. Usiadłam po turecku i dopiero wtedy spojrzałam przed siebie. 
Nie jestem pewna, kogo się spodziewałam, ale na pewno nie tego, z czym kazała mi się zderzyć rzeczywistość. Gałki oczne niemal wypadły mi z orbit, a z delikatnie uchylonych ust wydobywała się jedynie przeciągnięta samogłoska "e". Tymczasem Chase przeszywał mnie chłodnym spojrzeniem swoich złotych oczu z pionową źrenicą. Siedział, całkowicie rozluźniony na tronie, który tyle razy widziałam na ekranie telewizora, czy komputera. Długie, czarne włosy spływały mu na plecy odziane, podobnie jak reszta ciała, w tradycyjną zbroję. Nie wiem, jak długo tak siedziałam, w każdym razie trwało to, dopóki brunet się nie odezwał.
-Płyta ci się zacięła?- zapytał retorycznie, z wyraźną pogardą w głosie, a jedna z jego brwi uniosła się do góry.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że coś do mnie powiedział. Odpowiedziałabym bardzo chętnie, gdybym tylko pamiętała jakie było pytanie. Z zadziwiającą prędkością wyleciało mi ono z głowy.
-Zawsze wiedziałam, że coś jest ze mną nie tak, ale żeby do tego stopnia... Chyba naprawdę powinnam się udać do jakiegoś psychologa. I przestać tyle siedzieć w komputerze.- rozmyślałam, nawet nie zdając sobie sprawy, że mówię to wszystko na głos.- Serio, to już lekkie przegięcie. Wbrew pozorom wyrosłam już z wymyślonych przyjaciół, a halucynację na taką skalę... Może tylko śpię?- urwałam.
-Zapewniam, że nie są to ani halucynacje, ani senne mary.
-Serio?- Zrobiłam mało inteligentną minę.- Więc co? Jakim cudem rozmawiam twarzą w twarz z postacią z kreskówki, którą oglądałam w dzieciństwie?- zapytałam z lekkim wyrzutem.
-Ty mi powiedz.- odparł. Nawet się nie zdziwił, gdy nazwałam go postacią z kreskówki, więc pewnie ma mnie za nieszkodliwą wariatkę.   
~°~°~
Od mojej niespodziewanej pobudki na podłodze w sali tronowej Księcia Ciemności minął już tydzień. Nadal jestem trochę przytłoczona tym wszystkim, ale już przynajmniej nie zachowuję się jak lunatyk. Właściwie to... nie bardzo pamiętam, o czym rozmawialiśmy z Chase'm po moim odzyskaniu przytomności, a tym bardziej nie wiem, jak to się stało, że zostałam jego uczennicą. Ale za to, mam swoją teorię - praktycznie już potwierdzoną -tłumaczącą jak mogło do tego dojść. Otóż, zdążyłam już zauważyć, że w obecności Chase'a mój mózg zmienia się w papkę, pracującą na znacznie wolniejszych obrotach. Dodajmy do tego otumanienie i zdezorientowanie wywołane, nagłym wylądowaniem w kreskówce i viola! Krótkotrwały zanik pamięci gotowy! Swoją drogą, ciekawe, czy Chase działa tak na wszystkie dziewczyny, czy tylko na mnie i mój udręczony mózg, który zwyczajnie nie wytrzymał przeszywającego spojrzenia jego jaszczurczych oczu.
Treningi są makabrycznie ciężkie, ale ciekawe - zawsze chciałam rozwinąć swoje umiejętności walki, a czarnowłosy stanowczo był na wyższym poziomie niż mój dotychczasowy mistrz. Można by rzec, że różnica między nimi to jakieś tysiąc pięćset lat żmudnych treningów. Jak dla mnie to sporo.
Jedyną rzeczą, która dobija mnie na każdym kroku - i to dosłownie - to ubranie, w którym muszę paradować. Może dla innych nie byłoby problemu, bo czarno-bordowa tunika, ciemne legginsy i czarne buty na płaskiej podeszwie prezentowały się naprawdę ładnie, lecz ja należę do tej strasznej grupy ludzi, którzy nie tolerują legginsów. Zawsze unikałam ich jak ognia i teraz ciężko mi się przyzwyczaić do czegoś, co tak ściśle przylega do ciała. Dżinsie, miłości moja, czemuś mnie opuścił?! Ano, tak... księciunio trzyma mnie pod kluczem i nie pozwala wybrać się na zakupy. Wiedziałam, że mi nie ufa, wszak znał mnie tydzień, w dodatku wypadłam z portalu prosto pod jego nogi - jak to tragicznie brzmi - i nawet nie umiem tego logicznie wyjaśnić, aczkolwiek dokąd niby miałabym uciekać? Jedyne czego byłam w pełni świadoma to tego, że przeniosło mnie do kreskówki - wyglądającej, notabene, zbyt realistycznie jak na kreskówkę -, a pomysłów na powrót brak.
Poza Chase'm, jego kocią armią, a teraz także i mną, w pałacu mieszkają również Wuya i Katnappe, a od tej drugiej słyszałam, że gdzieś w lochach gnije Hannibal Roy Fasolka. Ta informacja dała mi kolejny powód do rozmyślań. Czy wydarzenia z kreskówki są w pełni kompatybilne z wydarzeniami mającymi miejsce w tym wymiarze? A jeśli tak, to jaka jest różnica czasu między ostatnim odcinkiem serii, a dniem dzisiejszym? Musiało minąć parę lat, bo chociaż Chase i Wuya się nie starzeją, to Katnappe definitywnie wyglądała na starszą. Byłam ciekawa, co jeszcze się zmieniło, poza schwytaniem Fasolki.
-Przeszkadzam ci, panienko?
O! Kolejna rzecz, której się nie spodziewałam. Mianowicie dostałam własny pokój, w bliżej nieokreślonej części zamku i na początku strasznie się gubiłam. Było ze mną też mnóstwo innych problemów takich jak napady klaustrofobii, choroby sierocej, czy spędzanie całych godzin przed lustrem, gdzie starałam się pojąć, dlaczego nie mam czarnych, konturowych kresek, skoro jestem w kreskówce. W skrócie, wymagałam czyjegoś nadzoru. Naturalnie, Chase nie raczył się udzielać i kazał jednemu z kotów mieć na mnie oko. Gdziekolwiek nie poszłam miałam towarzystwo w postaci białego tygrysa. Na sali treningowej, w kuchni, w pokoju - zawsze siedział gdzieś na uboczu niczym jakiś prześladowca. Tyle dobrego, że do łazienki za mną nie wchodził, bo to by była lekka przesada.
-Nie. Chciałeś coś?- zapytałam, wyrywając się z zamyślenia. Spojrzałam zamglonym wzrokiem na mojego strażnika, wyjątkowo będącego w ludzkiej formie. Był młody, jego wygląd zewnętrzny wskazywał na dwadzieścia parę lat. Jego bladą twarz okalały proste, białe włosy, a czerwonawe oczy przyglądały mi się beznamiętnie. Cała jego postawa mówiła... właściwie, nie wiem, co mówiła. "Mam to wszystko w dupie"? Coś koło tego.
-Nic konkretnego.- odpowiedział.- Radzę tylko, żebyś spojrzała na zegarek.
Uniosłam brew w pytającym geście i odwróciłam głowę w stronę naściennego zegara. Momentalnie zdębiałam.
-O cholera- rzuciłam, zrywając się z łóżka i wybiegłam na korytarz, omal nie zapominając o otwarciu drzwi. Usłyszałam ciche westchnienie pomieszane z trzaskiem zamykanych drzwi. Byłam pewna, że mężczyzna powlókł się za mną, jak zazwyczaj.
Trzy minuty później wpadłam zdyszana do sali treningowej. Chase już tam był. Siedział na ziemi, będąc plecami do wejścia i chyba medytował. Nie zdążyłam jeszcze odsapnąć, kiedy pomieszczenie wypełnił jego surowy głos.
-Dziesięć minut spóźnienia.- powiedział, tonem wyraźnie oczekującym na wyjaśnienia. Raczej nie powiem mu, że rozmyślałam o wszystkim, co mnie do tej pory spotkało. To byłaby słaba wymówka. Postanowiłam, więc, wykorzystać to, że mam zadyszkę po biegu i wypaliłam:
-Biegi na rozgrzewkę?
Spojrzał na mnie przez ramię. Raczej tego nie kupił.
-No co? Jak dla mnie pobiłam rekord świata.- stwierdziłam, z pełnym przekonaniem. Z mojego pokoju, do tego pomieszczenia wcale nie jest tak blisko, zwłaszcza, gdy się wliczy niezliczoną ilość schodów, które trzeba pokonać.- Prawdę mówię, kocie?- zwróciłam się do tygrysa, który zdążył już zwinąć się w kłębek w kącie sali. Słysząc pytanie uniósł łeb, kichnął i wrócił do poprzedniej pozycji. No, jaki bezczelny!
-Powiedzmy, że ci wierzę.
Chase wstał, ręką pokazując mi, że mam podejść. Ciekawe, co dzisiaj wymyślił... i czy mnie to nie zabije... Dobra, bez przesady. Aż tak mordercze te ćwiczenia nie są. Szkoda tylko, że w przerażających ilościach. Kiedy wczoraj kazał mi zrobić tysiąc brzuszków, odpadłam po stu dwudziestu dwóch.
Książę Ciemności zabrał spod ściany dwa bambusowe kije. Jeden z nich wylądował w moich rękach. Oczywiście, nie byłabym sobą gdybym nie zaczęła nim kręcić i wywijać na lewo i prawo, zachwycona świstem przecinającego powietrza, jaki wydawał. W rezultacie dwukrotnie oberwałam w głowę - za pierwszym razem, przez własną głupotę; drugi był upomnieniem od Chase'a, który próbował przywrócić mnie do porządku.
-Skup się- upomniał.
-Ależ ja jestem skupiona, szef... MISTRZU!- poprawiłam się. Przestałam machać pałką, kręcić się i grzecznie czekałam na polecenia.
Przez następne półtorej godziny Książę Ciemności pokazywał mi różne pozycje bojowe, które musiałam za nim powtarzać. Na koniec orzekł, że mam się wszystkich nauczyć na pamięć, co trochę zburzyło moją wiarę we własne możliwości.
-Przecież ja pamiętam, tylko kilka ostatnich!- zaskomlałam, idąc z powrotem do pokoju, żeby wziąć prysznic. Bardziej z przyzwyczajenia, niźli faktycznej potrzeby. Dzisiejszy trening nie wymagał tyle wysiłku fizycznego, co myślenia. Nie zmienia to faktu, że mój mózg, razem z wszystkimi przemyśleniami, uległ restartowi, gdy pan nauczyciel stanął tuż za mną i objął mnie w pasie, pod pretekstem "pokazania mi właściwego ustawienia", bo oczywiście wszystko "robiłam źle". Jasne, kurde. Mój antytalent, a jego złośliwość, to dwie różne sprawy.
-Mogę ci pomóc, jeśli chcesz.- odezwał się albinos, znienacka przybierając ludzką postać. Zaskoczył mnie. Nie sądziłam, że mnie w ogóle słucha, a tym bardziej zechce mi cokolwiek proponować.
-Mógłbyś?- Chciałam się upewnić. Bo na Wuyę, czy Kat raczej nie mogę liczyć. Nawet sobie tego nie wyobrażam.
-Jeśli chcesz, panienko.- powtórzył.
-Pewnie, że chcę!- zapewniłam.- A tak z innej beczki, Chase kazał ci tak do mnie mówić, czy to twoja inicjatywa?- zainteresowałam się. Nie raczył mi odpowiedzieć. Uznałam, więc, że druga opcja jest tą trafną i uśmiechnęłam się pojednawczo.- Mów mi po prostu Rachel.
Burknął niewyraźnie coś, co, jak zakładam, miało być odpowiedzią twierdzącą.
-Właściwie to... jak chcesz mi pomóc, kocurze?- Będzie pomagał mi ściągać, jak Chase zrobi kartkówkę? Spojrzał na mnie spode łba.- Coś nie tak?
-Musisz mnie wyzywać od kotów. Tak się składa, że ja też mam imię.
-Ow. Wybacz.- burknęłam, lekko się czerwieniąc. Szybkim ruchem ręki wydobyłam czarną krzywkę zza ucha. Natychmiast opadła, zasłaniając mi połowę twarzy i właśnie o taki efekt mi chodziło. Kurtyna z włosów zawsze przydatna.- Więc?
-Sebastian- odpowiedział po chwili.- A, co do twojej lekcji - trzeba ją po prostu powtórzyć, nie sądzisz?
-Na serio?! Ale ja nie chcę...- jęknęłam, płaczliwym tonem. Obiecałam sobie, że z następnych treningów z Chase'm będę robić notatki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz