niedziela, 24 kwietnia 2016

New Xiaolin Showdown ~ Rozdział 7. Pojedynek Mistrzów

"Nie chodź tam, dokąd może zaprowadzić cię droga; zamiast tego idź tam, gdzie ścieżki nie ma w ogóle, i pozostaw za sobą szlak."
~Ralph Waldo Emerson

Rachel Gansey z tego wymiaru stała na placu przy kościele, trzymając w rękach Piasek Czasu i wpatrywała się we mnie z równą intensywnością, co ja w nią. W pierwszej chwili przestraszyłam się, że Przeobrażacz przestał działać i znów wyglądam jak ja, ale czarne włosy smagające mnie po twarzy szybko wybiły mi tą myśl z głowy. I całe szczęście. Bardzo prawdopodobne, że zszokowany wyraz twarzy Drugiej Rachel był spowodowany tym, iż znalazła się w środku sceny rodem z kreskówki - o, ironio! -, a nie zobaczeniem we mnie samej siebie... Zrozumiał ktoś sens powyższego zdania? Bo ja nie bardzo.
Raimundo zeskoczył z dachu - żywioł wiatru pozwalał mu na takie wyczyny - lodując tuż przed Drugą Rachel i łapiąc za Shen Gong Wu, które wciąż trzymała. Zadziałało jak kubeł zimnej wody, bo natychmiast się ocknęła.
-Ejże, co ty sobie wyobrażasz?!- krzyknęła, przybierając tak wrogi wyraz twarzy, że Rai wręcz od niej odskoczył. Moja krew normalnie, aż się łezka w oku kręci.
-Cóż, ja... my...- zaczął się jąkać. Nawet jeśli wiedział co powiedzieć, to przez spojrzenie dziewczyny stracił rezon.
Kątem oka widziałam, jak Omi przewraca oczami, Clay wzdycha z politowaniem, a Kimiko strzela facepalm'a. Całkiem zdrowa reakcja, sama miałam ochotę postąpić podobnie. Japonka szykowała się właśnie do przetransportowania się na dół, żeby pomóc koledze, ale nie zdążyła, bo...
Wtedy zjawił się Książę Ciemności we własnej osobie.
-Za wolno, mnisi.
Łatwo mu mówić. Wszystko działo się tak szybko, że mój wzrok ledwo za tym nadążał. W jednej chwili Chase był tuż za plecami Drugiej Rachel, a sekundę później stał już na dachu budynku obok z nią na rękach.
-E-ej! Zostaw mnie!- warknęła blondynka, próbując się wyrwać. Poskutkowało to tylko tym, że Chase zabrał jej Piasek Czasu i postawił ją na dachu, jedną ręką unieruchamiając jej dłonie za plecami. Szybki jest, skubaniec.- Czy ktoś raczy mi wyjaśnić, co tu się dzieje, do cholery!
-Puszczaj ją, Chase!- rozkazał Omi.
Książę Ciemności uśmiechnął się okrutnie.
-Jesteście pewni, że mam ją puścić?- Spojrzał znacząco w dół. Mnisi mieli związane ręce.
-Słaby żart, gościu!- Mimo, że na twarzy Drugiej Rachel malował się strach nie odmówiła sobie pyskowania do osoby, która w zasadzie trzymała jej życie w swoich rękach.
I chyba właśnie to absurdalne zachowanie sprawiło, że Chase w końcu zwrócił na nią uwagę. Spojrzał jej w twarz i... zdębiał. Niemal natychmiast odszukał wzrokiem mnie i posłał mi pytające spojrzenie, na które mogłam odpowiedzieć jedynie dyskretnym wzruszeniem ramion. Mówiłam, że jestem z innego wymiaru? Mówiłam. Uwierzył mi? Nie. No to teraz ma w rękach żywy dowód.
-Nie szarp się tak, to może nie zginiesz.- syknął przez zaciśnięte zęby, na co Druga Rachel prychnęła ostentacyjnie.
-Nie potrzebuję twojej litości.- powiedziała.
Chase wcześniej poluźnił trochę uścisk na jej nadgarstkach, zakładając, że nie będzie się wyrywać, żeby nie spaść. Przeliczył się. Druga Rachel zrobiła dokładnie to, czego bym się po sobie spodziewała, czyli jednym ruchem wyszarpnęła dłonie z jego i kopnęła go w drugą rękę. Tę, w której trzymał Shen Gong Wu. Potem krzyknęła krótko i spadła z dachu razem z Piaskiem Czasu.
Podczas gdy moje drugie ja wylądowało bezpiecznie w ramionach Clay'a - dzięki ci, brachu -, Omi wyskoczył, żeby złapać Wu. I zgadnijcie, co? Otóż złapał je dokładnie w tym samym czasie, co Chase. Zawsze mnie ciekawiło jak oni to robią, że udaje im się dotknąć tego Wu tak synchronicznie. Cóż, kolejna tajemnica wszechświata.
-Chasie Youngu, wyzywam cię na pojedynek mistrzów!
-Na jakich zasadach?- zapytał władca ciemności, zachowując swój znudzony niewzruszony wyraz twarzy.
-Wygrywa ten, kto pierwszy złapie Piasek Czasu.
Cieszyłam się, że zasady były nieskomplikowane i tak proste, że nawet ameba mogłaby zrozumieć, w końcu komu chciałoby się w takiej sytuacji wytężać mózgownicę.
-Moja Bransoleta Tora, kontra twoja Kula Tornami.- dodał Chase, a potem wykrzyknęli to swoje "Pojedynek Mistrzów!" i impreza się zaczęła. 
Najpierw budynki rozpadły się na osobne fragmenty i poszybowały wysoko w górę. Wszyscy gapie nagle gdzieś zniknęli, chociaż wcześniej było ich co niemiara. Jedynie Druga Rachel została, pewnie dlatego, że była zbyt blisko całego zajścia. Stała razem z Raimundem, Kimiko i Clay'em na uboczu, na lewitującej skale, która jeszcze kilka sekund temu była fragmentem kostki brukowej. Ja również stałam na podobnej, tylko zupełnie z drugiej strony. 
-Maliya!- krzyknęła Kimiko. Gdyby nie patrzyła mi w oczy, raczej nie domyśliłabym się, że to do mnie krzyczy.
-Nic mi nie jest! Zostanę tutaj!- odpowiedziałam, niezbyt pewna swoich słów. O wiele bezpieczniej czułabym się z nimi. 
Cóż, przynajmniej mam dobry widok., pomyślałam zgodnie z zasadą, że zawsze trzeba szukać pozytywów i skupiłam całą swoją uwagę na Omi'm i Chasie, którzy stali teraz na ziemi, mierząc się spojrzeniami. 
Spojrzałam w górę.
Piasek Czasu unosił się wysoko w górze, tuż nad pomnikiem Adama Mickiewicza. Dziwnie mały się wydawał z tej perspektywy.
-Gongi Tam Pai!
Obaj wyskoczyli praktycznie w tym samym czasie, od razu zaczynając przemieszczać się w górę. Właściwie, nic nie zapowiadało na to, żeby ten pojedynek miał długo trwać.
-Kula Tornami, woda!- Omi aktywował swoje Wu posyłając w stronę Chase'a strumień wody. Nie wiem, co planował tym osiągnąć, bo - co było do przewidzenia - Książę Heylinu wyminął go bez żadnego problemu.
Słyszałam od strony wojowników krzyki dopingujące Omi'ego. Ja nie odzywałam się w ogóle,z dwóch powodów: Pierwszy - nie wiedziałam komu tak naprawdę powinnam kibicować, i drugi - nawet gdybym wiedziała, to i tak byłam zbyt zapatrzona w przebieg pojedynku, żeby być w stanie się odezwać. 
Chase nawet nie użył Bransolety Tora - parł w górę, nawet nie wchodząc w żadną interakcję z przeciwnikiem i zgrabnie omijając jego wszystkie ataki. Był minimalnie szybszy, ale było to spowodowane jedynie tym, że Omi głupio marnował czas na niepotrzebne używanie Kuli Tornami. I dalej to, kurka wodna, robił. Czy ten mały żółto-głowy nie rozumie pojęcia słowa "wyścig"? Jeśli to będzie dalej tak wyglądało, to wynik pojedynku jest oczywisty.
-Kula Torna- próbował krzyknąć po raz kolejny, ale chyba nie byłam jedyną osobą, która była przez to o krok od nerwicy, bo Chase przeciął mu drogę w trakcie aktywacji i zniszczył fragment podłoża, na którym Omi stał. Wojownik Xiaolin spadł piętro niżej i na kilka sekund stracił równowagę, a strumień wody wysłany przez kulę zupełnie zmienił kierunek.
I leciał prosto na mnie.
Super. Nie, no. Ekstra. Po prostu, genialnie. 
Dlaczego to ja zawsze muszę obrywać?!, zdążyłam jeszcze pomyśleć zanim woda dosłownie zdmuchnęła mnie ze skały i poleciałam na łeb na szyję. 
Chyba krzyknęłam w międzyczasie, powiem więcej - na pewno darłam się jakby mnie mordowali, ale zwyczajnie tego nie pamiętam. Ten kilkusekundowy moment spadania trwał tak krótko, jak gdyby wcale nie miał miejsca. Myślałam, że się zabiję, ale następne, co pamiętam to nie głuchy odgłos uderzenia o beton, a czyjś dotyk na plecach i w zgięciu kolan.
Oraz zirytowany głos Chase'a.
-Dlaczego zawsze musisz sprawiać problemy?- powiedział dosadnie, ale na tyle cicho, że nikt poza mą nie usłyszał.
Pokręciłam tylko głową, nawet nie otwierając oczu. Teraz dopiero nie byłam w stanie nic z siebie wykrztusić.
Chase rzucił mnie na glebę, jak worek ziemniaków i zniknął równie nagle, co się pojawił. 
Chwilę później, kiedy udało mi się już pozbierać - a przynajmniej usiąść - pięć zmartwionych twarzy i jeden smoczy pysk pojawiły się tuż nade mną, ale nie miałam najmniejszej ochoty z nimi rozmawiać. Stare Miasto wróciło do poprzedniego stanu.
Omi wygrał.        
 *~*~*
Kiedy wróciliśmy do świątyni było już wieczór. Dla nich, wojowników Xiaolin, takie wypady były chlebem powszednim, ale dla mnie już nie bardzo, dlatego wraz z zejściem z Doja oznajmiłam, że zaklepuję łazienkę i po prostu sobie poszłam. Dwadzieścia minut później położyłam się do łóżka, nie zaprzątając sobie głowy czymś tak banalnym jak kolacja. 
Obudziłam się dopiero kilka godzin później, czując, jak ktoś potrząsa moim ramieniem. Stęknęłam, wciąż zaspana i machnęłam ręką, żeby odpędzić natręta kimkolwiek był. W tamtej chwili zwisała mi jego tożsamość i to, czego ode mnie chciał. Chciałam tylko spać.
I prawie udało mi się ponownie zasnąć. Prawie, bo owy ktoś zabrał mi koc.
Następnie usłyszałam przy uchu szept Sebastiana, tak cichy, że sama z ledwością mogłam go usłyszeć.
-Chase chce się z tobą widzieć.
-Niech poczeka do rana.- odburknęłam, wyszarpując z jego ręki przykrycie i ponownie zawinęłam się w nie jak w kokon.
-Jeśli nie wstaniesz teraz, wyniosę cię.- To chyba miała być groźba, tak przynajmniej wynika z kontekstu zdania. Niemniej Sebastian powiedział to tak beznamiętnie, że się nie przejęłam. 
To był chyba błąd. 
Najpierw ponownie zabrał mi kocyk i zasłonił dłonią usta, w razie jakbym miała krzyczeć. Niepotrzebnie, bo byłam tak zaspana, że nawet o tym nie pomyślałam. Przerzucił mnie przez swoje ramię - dużo ludzi traktuje mnie jak worek ziemniaków ostatnimi czasy, ciekawe czym jest to spowodowane - i zanim się spostrzegłam byliśmy już na dworze. Dopiero zimne, nocne powietrze mnie otrzeźwiło.
-Wziąłeś ze sobą mój kocyk?- zapytałam. Wręcz czułam jak wszystkie włoski na moich ramionach stają dęba. 
-Nie. Przeżyjesz.
Jęknęłam w odpowiedzi i dalej pozwoliłam się nieść. W końcu, nie miał butów. 
Weszliśmy kawałek w las rosnący obok świątyni i tam Sebastian odstawił mnie na ziemię. Cały czas dygotałam z zimna, ale przynajmniej udało mi się powstrzymać szczękanie zębów. Sebastian spojrzał z politowaniem na moje starania, żeby nie drżeć jak osika, westchnął i zarzucił mi na ramiona swój płaszcz. Niewiele, ale pomogło.
-Dz-dzięki.
-Drobiazg. 
-Gdzie Ch-chase?
-Tutaj.- Głos Jego Wysokości wyłonił się z głębi lasu, a wraz z nim jego właściciel. 
-Cz-cześć, Chase.- W sumie, to dobrze, że chciał porozmawiać, przynajmniej mam okazję podziękować mu za uratowanie życia.- Dzięki, że mnie złapałeś. Przez to przegrałeś pojedynek.
Machnął ręką i posłał mi spojrzenie pełne wyższości - co chyba miało być jego alternatywą powiedzenia "nie ma sprawy" - i natychmiast zmienił temat.
-Nie zależało mi na wygranej.
Więc dlaczego w ogóle się tam pchałeś?, zapytałam w myślach, ale na głos ani nie pisnęłam. Niech gada, co ma gadać i wracam do łóżka. 
-Większym problemem jest to, że teraz smoki zaczną zastanawiać się dlaczego to zrobiłem. Pewnie już coś podejrzewają. Dzisiaj dali ci spokój tylko dlatego, że byłaś zmęczona, ale spodziewaj się, że jutro zaczną się pytania, na które będziesz musiała w miarę racjonalnie odpowiedzieć.- mówił, patrząc na mnie intensywnie.
-Wiem.- Przytaknęłam.- Zastanawiałam się już nad tym.- Ale do niczego nie doszłam, dodałam, zachowując to dla siebie.
Chase skinął głową.
-Nie obchodzi mnie jak, ale masz to odkręcić. Rozumiesz?
-Tak.
-Zdajesz sobie sprawę, jakie będą konsekwencje niepowodzenia?
-Chase, na litość boską, jestem zaspana, nie niedorozwinięta.- warknęłam.
-Dobrze.- Odwrócił się i zaczął odchodzić. Żadnego "odezwę się", "powodzenia" ani nawet "pocałuj mnie w książęce cztery litery", po prostu sobie poszedł. 
-Odnieś mnie do łóżka.- powiedziałam do Sebastiana. Skoro przywlókł mnie tu na bosaka to niech weźmie odpowiedzialność za swoje czyny.
*~*~*
Miałam nadzieję, że uda mi się jeszcze zasnąć, ale się przeliczyłam. Dzięki Chase'owi naprawdę uświadomiłam sobie istotę problemu i w dodatku nijak nie wiedziałam jak go rozwiązać. Nie wystarczy, że jutro wezmę i nawciskam wszystkim kitu, to na pewno nie sprawi, że uwierzą. Poza tym, co miałabym im powiedzieć? Że może Książę Ciemności jednak ma w sobie na tyle człowieczeństwa, że uratował dziewczynę, którą widział pierwszy raz w życiu, kosztem przegranego pojedynku? Pff! Równie dobrze mogłabym stwierdzić, że Omi jest najskromniejszą osobą jaką znam!
Westchnęłam i przewróciłam się na drugi bok. 
Chciałabym, żeby to się w ogóle nie zdarzyło, ale przecież nie mogę sobie od tak cofnąć czasu i...
O nie., jęknęła część mojego umysł odpowiedzialna za logiczne myślenie.
Niestety, druga w tym czasie zawołała "Yolo!" i już po chwili stałam w pełni ubrana pod kryptą z Shen Gong Wu.
------------------------------
No w końcu! W końcu coś z siebie wypłodziłam! Ale, skoro już po egzaminach, to mogę sobie pisać ^^              

piątek, 8 kwietnia 2016

New Xiaolin Showdown ~ Rozdział 6. Piasek Czasu

"Być może Bóg chciał, abyś poznał wielu złych ludzi, zanim poznasz tego dobrego, żebyś mógł go rozpoznać, kiedy on się w końcu pojawi" ~ Gabriel Garcia Marquez

Świątynia Xiaolin, czy może raczej jej mieszkańcy, całkowicie mnie rozstroili. Rozmowy, treningi, a nawet zwykłe spędzanie czasu z mnichami i mistrzem Fungiem, tylko na pewien czas koiły kumulujące się we mnie emocje. Poza tymi momentami byłam istnym kłębkiem nerwów. Zawsze miałam problem z wyrzutami sumienia - bywało, że dopadały mnie nawet jeśli wina nie leżała po mojej stronie. Niesamowicie denerwujące.
Przypomnienie sobie o tym dość istotnym fakcie sprawiło, że moja nowo przebudzona natura filozofa dała o sobie znak: Dlaczego właściwie wybrałam Heylin? Wylądowałam u Chase'a - okej, wypadało iść za ciosem. Ale teraz miałam ze sobą Przeobrażacz. Czy nie mogłabym od niego uciec? Gdyby bardzo mu zależało znalazłby mnie tak czy inaczej, jednak sądzę, że mogłabym spróbować. Mogłabym. Problem w tym, że nie chcę. Nie wiem dlaczego tak bardzo cięgnie mnie do Krainy NieTutaj, jednak zaczynam powoli za nią tęsknić - "Ach, ten magnes", jak to stwierdziłaby Izabella. Nie mówię o walorach przyrodniczych, bo przy samym Pałacu Ciemności ich nie ma, ale tamto miejsce jest na swój sposób sympatyczne.
Oczywiście, wygląd to mniej ważna kwestia. Powinnam raczej przejmować się moim stanem moralnym. Chociaż nigdy nie uważałam siebie za złą osobę, to nie jestem też całkiem dobra. W każdym człowieku jest dobro i zło. U mnie dobro przejawia się głównie przez empatię. A jeśli chodzi o złe cechy... jestem straszną egoistką. Czy te dwie rzeczy przypadkiem się nie wykluczają? Nie wiem. Na głos się do tego nie przyznam, - ledwo w myślach daję radę - ale lubię robić z siebie ofiarę; zazwyczaj nie potrafię przyznać się do błędu; często łapię się na myśleniu z obrzydzeniem o ludziach, których znam tylko z zewnątrz, lecz nigdy nie powiedziałam niczego obraźliwego prosto w twarz, bo, kurde, z sumieniem bym sobie nie poradziła, a do błędu się nie przyznam.
Skrzywiłam się z niesmakiem. Wcale nie jestem lepsza od Omiego, któremu wczoraj powiedziałam, że ma ego większe od głowy. Nagle zatęskniłam za Chase'm. On przynajmniej umiał mnie utemperować. Nieprawdopodobne, a jednak!
-Dojo, wiesz gdzie jest Omi?- zapytałam smoka, kiedy akurat mijaliśmy się na korytarzu.
-Podejrzewam, że na placu treningowym.- odpowiedział, wzruszając ramionami (albo łapami? smoki w ogóle mają ramiona?).- Ale jeśli znowu zamierzacie się kłócić...
-Idę go przeprosić.- przerwałam mu, z lekko zakłopotanym uśmiechem.
Zamierzałam już odejść, gdy z przeciwnej strony podszedł do nas mistrz Fung.
-To dobrze. Wojownik musi umieć przyznać się do błędu, choć czasem wymaga to nie lada odwagi.- pouczył.
W takim razie nie nadaję się na wojownika, a w dodatku jestem tchórzem., stwierdziłam w myślach, ale darowałam sobie powiedzenie tego na głos. Rachel Gansey ma o sobie zaniżoną opinię,- a jednocześnie zadziera nosa. fuck logic.- lecz Maliya Fung w takiej sytuacji tylko skłoniłaby się i odeszła. I tak też postąpiłam.
Dojo miał rację. Rzeczywiście znalazłam Omiego na placu, jak obijał worek treningowy. Albo obijał się o worek treningowy. W sumie, ciężko stwierdzić. W każdym razie, wyprowadzał kolejne ciosy z prędkością błyskawicy, aż zaczęłam się zastanawiać ile może być energii w takim małym ciele.
-Cześć, Omi.- przywitałam się.
Chińczyk odwrócił głowę w moją stronę, co rozbujany worek postanowił wykorzystać i odegrać za znęcanie się nad nim. Mówiąc w skrócie - Omi dostał w ucho i jęknął przeciągle.
-Nie śmiej się!- burknął w moją stronę, kiedy uśmiech dosłownie siłą wcisnął mi się na usta.
Przełknęłam śmiech.
-Nie śmieję.- zapewniłam, podchodząc bliżej.- Wszystko w porządku?
-Taa. Bywało gorzej.
-To dobrze.- Aha. Czyli teraz zaczyna się ta trudna część? Super.- Emm... słuchaj ja... przepraszam za to, co powiedziałam wczoraj.
Zmierzył mnie uważnym wzrokiem, marszcząc brwi. Co, jeszcze za mało? Ech... Mogłam to w sumie przewidzieć.
-Wcale nie myślę, że masz ego większe od głowy.- powiedziałam, siląc się na szczerość.- Po prostu... zdenerwowałam się, no! I samo tak jakoś... wyszło.
-W porządku.
-E? Naprawdę?
-Tak. Co minęło a nie jest, nie zapisuje się w rejestrze.- stwierdził rozbrajająco i wyciągnął do mnie rękę na zgodę. Uścisnęłam ją.
-Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr.- poprawiłam go odruchowo.
Może jednak uda nam się jakoś ze sobą dogadać?
*~*~*
Następnego ranka, - w sumie, było już nieźle po dziesiątej, ale uznajmy, że to nadal ranek - kiedy wylegiwałam się na futonie w swoim malutkim pokoiku i kontemplowałam deski sufitowe, do moich uszu doszły dźwięki dość ożywionej rozmowy. Eufemistycznie mówiąc. Ściany w świątyni naprawdę są cienkie skoro w części sypialnianej słyszę kłótnię, która odbywa się z drugiej strony budynku.
Wypadałoby się ruszyć., stwierdziła odpowiedzialna część mojego umysłu. Ta druga niemal natychmiast podniosła rękawicę.
A dlaczego mają mnie obchodzić ich zespołowe dramaty?!,  zawyła głośno, przekonując, że nie warto ruszać się z wyra z powodu byle sprzeczki. 
Miałam szpiegować mnichów. To może być coś ważnego.
W takim razie wybieraj! Łóżko albo wyleniała jaszczurka!
Jak wygląda wyleniała jaszczurka? Nie miałam okazji czegoś takiego zaobserwować, a wolę nie uruchamiać wyobraźni. To mogłoby się źle skończyć dla mojej biednej, udręczonej psychiki... O czym ja w ogóle chrzanię?! Wynocha z tego wyra!
Jęknęłam jakbym wydawała z siebie ostatnie tchnienie podczas brutalnego mordu, ale w końcu - heroicznym wysiłkiem - udało mi się wstać. Narzuciłam bluzę na piżamę i poczłapałam do źródła hałasu. W pokoju -nazwałam go sobie w myślach salą obrad, choć zapewne było to dalekie prawdy - zobaczyłam całą czwórkę xiaolińskich smoków. Raimundo i Omi kręcili się w kółko, krzycząc na siebie nawzajem. Nie byłam w stanie stwierdzić, co jest ideą sprzeczki, ale byłam pewna, że to tych dwóch oraz Clay, który z marnym skutkiem próbował ich uspokoić, byli owym źródłem hałasu. Prawda, że inteligentny wniosek? Kimiko siedziała pod ścianą w znacznej odległości od chłopaków, wpatrując się w ekran laptopa.     
-Wyjaśnisz mi dlaczego oni urządzają konkurs wrzasków na piękny początek dnia?- zapytałam, kucając obok. Nie byłabym sobą, gdybym przy okazji nie zajrzała jej przez ramię, żeby zobaczyć ekran. Nie oburzyła się, więc to raczej nie jest coś prywatnego.
-Wyjątkowo mają dobry powód.- zaczęła, zamykając komputer.- Dojo właśnie nam powiedział, że Piasek Czasu powrócił.
Oczywiście wiedziałam, o którym Shen Gong Wu mówi. Pamiętałam również, że w jednym z odcinków Omi z przyszłości zabrał Piasek do swoich czasów, aby tam go ukryć. Ale jako osoba postronna, która przyjechała do świątyni całkiem niedawno raczej nie powinnam znać tylu szczegółów. W przypadku pytań miałabym problem z odpowiedzią. Chyba najlepiej będzie zgrywać durnia.
-Co to takiego?- zapytałam, siląc się na swobodny ton.
-Shen Gong Wu pozwalające przenosić się w czasie. Uaktywniło się parę lat temu i przyspożyło nam sporo problemów.- wyjaśniła.- Koniec końców, udało nam się go skutecznie pozbyć. A przynajmniej tak nam się wydawało.- Westchnęła teatralnie i powoli przeniosła wzrok na przyjaciół.- Chłopaki właśnie debatują dlaczego tak się stało i jak możemy temu zaradzić.
Jeśli to jest debata to ja nadal jestem mieszanką cocker spaniela i nastolatki z częściowym ADHD.
-Dlaczego ten Piasek Czasu jest taki groźny?
-Ponieważ mieszanie w kontinuum czasoprzestrzennym może mieć katastrofalne skutki.- odpowiedział mi mistrz Fung. Porusza się tak cicho, że nie zauważyłam, kiedy tutaj przyszedł.- Nasi młodzi wojownicy już raz się o tym przekonali, prawda?
Raimundo, Clay, Kimiko i Dojo odruchowo spojrzeli w stronę Omiego, którego twarz pokryła się szkarłatnym rumieńcem. Zachichotał nerwowo, przez co ja również parsknęłam śmiechem. Pamiętam ostatnie odcinki. Ooo tak. Co tam się nie działo...
-W takim razie, co wy tu jeszcze robicie?- zapytałam, podnosząc się z podłogi. Spojrzeli na mnie z zaskoczeniem. Wywróciłam oczami.- Jesteście bohaterami, no nie? W takim razie, powinniście już dawno być w drodze po to Wu, a nie kłócić się o pierdoły.- powiedziałam, energicznie gestykulując rękami.
-Próbowałam to zasugerować, ale nie chcieli dopuścić mnie do głosu.- dodała Kimiko. Ona również wstała.
Chłopcy przez chwilę przyglądali się nam nic nie mówiąc. Po czym ktoś - chyba Omi - burknął, że "białogłowe mają rację" - na sto procent Omi - i cała trójka wybiegła z sali obrad. Ech, faceci...
-Kimiko- Mistrz Fung zwrócił się do japonki, zanim zdążyła wyjść z pokoju.- Zabierzecie ze sobą Maliyę.- powiedział, a ja zakrztusiłam się powietrzem.
-Ale... dlaczego?- zapytała, bynajmniej nie zniechęcona, ale zwyczajnie ciekawa.
-Właśnie, po co ja tam?- dodałam. Jeszcze się gdzie potknę, dostanę po głowie, albo - nie daj Boże - ze smoka zlecę i zrobię sobie kuku... toż ja jestem życiową kaleką! Takich się w ogóle nie powinno z domu wypuszczać, a co dopiero na misję posyłać!
-Odnoszę wrażenie, że nudzi się spędzając całe dnie w odizolowanej od reszty świata świątyni. Przyda jej się trochę świeżego powietrza.- powiedział tylko. Po czym wyszedł, zostawiając nas same.
"Odizolowana od reszty świata świątynia"? Oj, mistrzu. Widać, żeś nigdy w NieTutaj nie był. W porównaniu z mieszkankiem Chase'a, ta świątynia to Szanghaj. Chyba, że pozmieniani w zwierzęta wojownicy liczą się jako mieszkańcy...
-Okej- Kimiko z entuzjazmem klasnęła w dłonie, wyrywając mnie z rozmyślań.- Starczy ci dziesięć minut na przebranie się?- zapytała.
Obrzuciłam wzrokiem swój strój. No tak, w piżamie przecież nie pójdę.
-Starczy nawet pięć.- odpowiedziałam z uśmiechem i pognałam do siebie. Z jednej strony, wolałam się nie angażować, a z drugiej... z drugiej, w końcu coś zaczyna się dziać!
*~*~*
Lecieliście kiedyś kilka kilometrów nad ziemią na grzebiecie smoka? Nie? To żałujcie. Przeżycie tak niesamowite, że nawet mój lęk wysokości postanowił zamknąć się na czas podróży i pozwolił mi cieszyć się widokami i wiatrem we włosach.
"Przebranie się" zajęło mi w sumie siedem minut. Tylko dlatego, że musiałam jeszcze szybciutko spotkać się z Sebastianem i przekazać mu, co się święci. Nie pogadaliśmy zbyt długo, ale gdybym tego nie zrobiła, Chase na sto procent dałby mi do wiwatu...
-Panie i panowie, proszę zapiąć pasy. Za chwilę będziemy podchodzić do lądowania.- Głos Dojo przywrócił mnie do rzeczywistości.
Wychyliłam się i spojrzałam w dół. Liczyłam, że to pomoże mi choć trochę zorientować się w naszym położeniu. Nie pomogło. Miasto, jak miasto. 
-Wie ktoś, gdzie jesteśmy?- zapytałam, odwracając głowę do tyłu. Siedziałam pierwsza, za mną była Kimiko, a dalej chłopaki. 
-Zbliżamy się do Krakowa.- odpowiedziała, wcześniej sprawdzając coś na telefonie.- To takie miasto na południu Polski.
-Tak, wiem.
Serio? Polska? W sumie, miło, bo zaczynałam tęsknić, a w Krakowie mieszka moja ciocia i to miasto zawsze kojarzyło mi się z drugim domem. Z drugiej strony, ciężko mi będzie udawać Maliyę w miejscu, które ja znam dość dobrze, a ona nigdy w nim nie była. Oby Piasek Czasu był gdzieś, gdzie nie ma tysiąca turystów, proszę.
-Jeśli węch mnie nie myli, znajdziemy Piasek Czasu na dachu kościoła Mariackiego.- poinformował uczynnie Dojo.
... Wszechświat się na mnie uwziął, innego wytłumaczenia nie widzę.
Olbrzymi smok przelatujący nad centrum Krakowa z pewnością nie należał do rzeczy normalnych, toteż szok malujący się na twarzach przechodniów wcale mnie nie zdziwił. Dojo wyrzucił nas bezpośrednio na dachu kościoła - spadłabym gdyby nie pomocna dłoń Kimi, taki tam szczególik -, zmniejszył się do rozmiarów jaszczurki i wskoczył Clay'owi do kapelusza.
-Na wierzy!- krzyknął Omi i już zaczął kierować się w stronę klepsydry, która błyszczała na szczycie wyższej wierzy kościoła.
Jeśli chodzi o mnie to starałam się zbytnio nie ruszać. Zachowanie równowagi szło mi całkiem dobrze, dopóki nie patrzyłam w dół, ale to się mogło w każdej chwili zmienić.
Mnisi byli już niemal przy Wu, kiedy zawiał silniejszy wiatr i Piasek Czasu ześlizgnął się z dachu. Słyszałam głośne - i zdecydowanie wymagające cenzury - przekleństwo Raimunda i widziałam jak klepsydra leci kilkadziesiąt metrów w dół. Czy Shen Gong Wu może ulec zniszczeniu przez uderzenie w chodnik? Chyba może. W końcu Kimiko zniszczyła tak kiedyś Mozaikową Szalę. Ale czy z Piskiem Czasu będzie podobnie?
Na szczęście nie miałam okazji się przekonać, bo klepsydra jednak nie uderzyła w chodnik. Złapała ją jedna z gapiów - dziewczyna o blond włosach średniej długości z przefarbowaną na czarno grzywką i blado-niebieskich oczach. Miała na sobie dżinsy i wyciągnięty sweter, a na ramieniu wisiała jej niebieska, materiałowa torba z napisem Milano... którą kupiłam w trakcie wycieczki do Mediolanu.
-Jasna cholera!- Tym razem to ja przeklęłam. Ba, z wrażenia straciłam równowagę, przewróciłam się na tyłek i zaczęłam zsuwać się z dachu. Zatrzymałam się dosłownie na samym jego krańcu i nadal nie byłam w stanie oderwać od niej wzroku.
Ta dziewczyna była mną.