środa, 16 marca 2016

New Xiaolin Showdown ~ Rozdział 2. Śniadanie i trening.

"Każdy dzień zaczynaj z czystym kontem. Rano sięgnij po białe płótno i codziennie maluj od nowa w zapamiętaniu, bez żadnych zmartwień, bez strachu..." ~ Regina Brett

Pomoc Sebastiana okazała się naprawdę potrzebna. Cieszyłam się, że chociaż jedno z nas nie schizuje na widok Chase'a i, co za tym idzie, uważało na treningu. Tu mnie zaskoczył. Dałabym sobie rękę uciąć, że po kulturalnym olaniu mojej osoby, poszedł spać, a tu się okazuje, że przez cały czas uważnie mi się przyglądał. Jak na mnie przystało, natychmiast w głowie pojawiły się dziwne skojarzenia, toteż postanowiłam zaryzykować i spytać dlaczego. Odparł, że dostał rozkaz pilnowania mnie, więc to robił.... Nie zrozumiałam. Ale dobrze, że w ogóle odpowiedział, bo wbrew woli zaczęłam podejrzewać... złe rzeczy. Bardzo złe rzeczy.
-Zoofilia jest, gdy człowiek czuje pociąg do zwierząt, a jak się mówi, kiedy to zwierzę czuje pociąg do człowieka?- zapytałam, wychodząc z łazienki. Leżący pod drzwiami tygrys uniósł głowę, zaskoczony moim nagłym pojawieniem się. Słysząc pytanie, natychmiast ją opuścił, położył sobie przednie łapy na oczach i sapnął.- Sebastianie, czy to był koci facepalm?- fuknęłam, oburzona i wpakowałam się do łóżka.
Będąc już pod kołdrą, uśmiechnęłam się do siebie. Od kiedy go poznałam, uważałam, że to kolejny gbur z olbrzymim dystansem do innych ludzi. Tymczasem okazało się, ku mej radości, że on jednak ma jakiś charakter! I udowodnił to wyjątkowo dotkliwie dzisiaj, podczas powtórki z lekcji z Chasem. Przez niego musiałam jeszcze raz brać prysznic! Uśmiechnęłam się szerzej i wychyliłam się w stronę szafki nocnej, aby zdmuchnąć stojącą na niej świecę.
Przez następną godzinę moje myśli błądziły swobodnie, zahaczając o tematy ważne i mniej ważne, aż w końcu usnęłam. 
Rankiem obudziło mnie pomrukiwanie z wolna przeradzające się w warczenie. Uchyliłam jedno oko, odnajdując wzrokiem zegarek, żeby sprawdzić godzinę. Dochodziła siódma. Sapnęłam i wróciłam do słodkiej drzemki, w międzyczasie burcząc pod nosem formułkę, mającą spełniać rolę protestu przed wstaniem. Tygrys warczał coraz głośniej, przeszkadzając mi w spaniu. Naciągnęłam kołdrę na głowę.  
-A kysz!- sapnęłam. 
Dosłownie sekundę później, ponad dwustukilogramowe, tygrysie cielsko wgniotło mnie w materac. Zabrakło mi powietrza w płucach, a pierzyna bynajmniej nie pomagała mi się oswobodzić. Nie wiedzieć czemu, przypomniał mi się brat. Zawsze strasznie się ze sobą kłócimy, a gdy był młodszy, w odwecie za wyzwanie go od kretynów czy idiotów, wchodził mi do łóżka i pokładał się na mnie, dopóki nie zrzucałam go na podłogę. Sytuacja bardzo podobna, z tym, że masa dorosłego, drapieżnego kota jest nieporównywalnie większa od masy dziesięciolatka.
-Sebastian, nie mogę oddychać!!!- krzyknęłam, nadal próbując się wydostać. Wynurzyłam się spod kołdry, jak tylko mi na to pozwolono i przeszyłam to durne kocisko zirytowanym spojrzeniem. Najwyraźniej nie byłam na tyle straszna, żeby wywrzeć na nim jakiekolwiek wrażenie, bo dalej przyglądał się moim poczynaniom wyraźnie znudzony. Pewnie w jego mniemaniu wyglądałam raczej śmiesznie lub żałośnie z potarganymi włosami i wypiekami na twarzy. Westchnęłam zrezygnowana i dałam sobie z spokój, zwalając całą winę na Chase'a - jest niesamowicie cierpliwy, ale kiedy się wkurza, skutki są odczuwalne przez kilka kolejnych dni. Wiem, z własnego doświadczenia. Jego raczej nie pobiję w byciu przerażającym.- Nienawidzę cię.- burknęłam, wygrzebując się w łóżka.
Szybko wyjęłam z szafy czysty komplet ubrań - wyglądający tak samo jak poprzedni... Ach, te uroki życia w kreskówce! - i jeszcze szybciej podreptałam do łazienki, zamykając za sobą drzwi na klucz. Ot, stare przyzwyczajenie. Rozczesałam włosy i opłukałam twarz zimną wodą, żeby choć trochę się rozbudzić. 
Poranna toaleta nie zajęła mi wiele czasu, niemniej, kiedy wyszłam, moje łóżko było już pościelone, a cały pokój lśnił czystością. Może nie był specjalnie brudny, przynajmniej w moim mniemaniu, ale tajemnicza służba Księcia Ciemności wykonywała codziennie te same, rutynowe czynności. Dlaczego tajemnicza? Nigdy się na nią nie natknęłam. Nie raz z nudów wybierałam się na poszukiwania czegoś w stylu kuchni, pralni, czy chociażby schowka na miotły. Nie trudno się domyślić, że były one bezowocne. A przecież musiał być w tym przybytku ktoś, kto dba o obejście. Chciałam zapytać Chase'a, ale na początku naszej znajomości powiedział, że im mniej głupich pytań zadam, tym lepiej. Czy to zalicza się pod głupie pytanie?
-Za dużo myślę ostatnimi czasy.- mruknęłam pod nosem. Następnie odezwałam się głośniej i już nie do siebie, a Sebastiana, który, w ludzkiej postaci, oglądał woskowe kleksy, uwiecznione przeze mnie na kartce kilka dni temu, kiedy cierpiałam na nudę.- Czemu wywaliłeś mnie z łóżka?
-Jesteś już spóźniona na śniadanie.- odpowiedział, podnosząc na mnie wzrok.
-Na pewno umierają z tęsknoty.- rzuciłam. Nie byłam głodna. I nie. Przeniesienie do kreskówki, ustalona przez mojego trenera dieta - której i tak nie przestrzegam - i chęć podobania się Chase'owi - lol, dlaczego o tym pomyślałam? - nie mają z tym nic wspólnego. Czasem jestem w stanie przeżyć całą dobę o chlebie i wodzie, a innym razem, co pięć minut biegam szukać sobie czegoś do jedzenia. Właściwie, nie wiem, od czego to zależy. Jestem dziwną osobą.
Byłam już gotowa do wyjścia, lecz kiedy otworzyłam drzwi pojawił się mały problem. Korytarz po prawej niczym nie różnił się od tego z drugiej strony. Którędy to się szło?
-Wiesz jak dojść do jadalni?- zapytał Sebastian, który przyglądał się moim niesamowitym umiejętnościom z zażenowaniem wypisanym na twarzy.
-Muszę poprosić Chase'a, żeby poćwiczył ze mną orientację w terenie, bo chyba troszkę zardzewiała.- powiedziałam, chcąc jakoś usprawiedliwić swoje nierozgarnięcie.
-Tylko troszkę?- Uniósł brew do góry w geście mającym wyrażać zaskoczenie.
-Nom, odrobinę.- przytaknęłam.
Pozwoliłam zaprowadzić się do jadalni. W trakcie spacerku po raz n-ty uważnie obserwowałam otoczenie, w celu zapamiętania drogi. Co z tego wyszło? Nic. Bo wszystkie korytarze w tym zamczysku są identyczne. Ech. Olbrzymie wrota otworzyły się samoistnie i weszłam do środka.
U szczytu stołu siedział Chase, dwa miejsca dalej - Katnappe. Wuyi nie było. Wbrew pozorom, to nie ja zawsze przychodziłam ostatnia, tylko ona. Ewentualnie nie przychodziła wcale, a potem kazała się karmić winogronem. Czasem się zastanawiam, dlaczego Chase w ogóle ją tu trzyma? Przecież odebrał jej moce i nie pozwala choćby zbliżyć się do jakichkolwiek Shen Gong Wu - nie żebym ja miała ten przywilej... -, co czyni ją poniekąd bezużyteczną. Rozumiem. Nie chce, żeby narozrabiała. Ale czy nie mógłby jej po prostu zostawić bez jedzenia i wody na jakiejś pustyni i byłoby po krzyku?... Robię się okrutna przez to przygnębiające otoczenie.
-Dzień dobry- przywitałam się, odruchowo kłaniając się lekko w pasie. Kolejny nawyk nabyty, o dziwo, nie dzięki Księciu Ciemności - choć za moje maniery też postanowił się zabrać -, a zbyt dużej ilości obejrzanych anime. Z tego też powodu czasem do mojego języka wtrącały się podstawowe japońskie zwroty. Od dłuższego czasu zamiast "tak" mówiłam "hai".
Kat postała mi swój koci uśmiech; Chase nie zaszczycił nawet spojrzeniem; a obecni w pomieszczeniu wojownicy standardowo olali. Mówiłam, że za mną tęsknili? Idąc do stołu, odwróciłam się przez ramię do Sebastiana i posłałam mu niewerbalną wiadomość: "A nie mówiłam?". Zdążyłam jeszcze zobaczyć, że przewrócił oczami, po czym zajęłam miejsce obok... koleżanki? Towarzyszki niedoli? Póki co, nie mogę nazwać pobytu w Krainie NieTutaj niedolą... Dobra, stop. Bo znowu wewnętrzny monolog oderwie mnie od rzeczywistości.
Podczas posiłku panowała cisza przerwana jedynie raz przez przybycie rudowłosej wiedźmy, która zaraz na wejściu musiała podlecieć do Chase'a, pochwalić się pomalowanymi paznokciami. Podstawiła mu je prosto pod nos. Ten powiedział coś na temat naruszania przestrzeni osobistej i, że jej łamanie grozi zrzuceniem z klifu, co skutecznie uwolniło go od nachalnej kobiety. Zachichotałam.
-Ze mnie się śmiejesz?!- warknęła Wuya. Ups. Najwyraźniej zwróciłam na siebie jej uwagę.
-Ja? No co ty.- odparłam niewinnie, nabijając na widelec kolejną smażoną pieczarkę. Pomachałam sztućcem w powietrzu.- To przez grzybki-halucynki.
Tym razem Ashley parsknęła śmiechem, omal nie krztusząc się winem, którym popijała kanapki z sałatą i serem. Ciekawe połączenie, ale co ja tam wiem. Kiedy miałam czternaście lat rodzice proponowali mi kieliszek szampana na sylwestra. I na tym skończyło się moje picie alkoholu. Zresztą, o czym ja w ogóle kontempluję. Za młoda jestem.
-Dobre, młoda!- Katnappe poklepała mnie z uznaniem po plecach. Zdążyłam zauważyć, że ona i Wuya nie darzą się sympatią. Każda zrobiłaby wszystko, żeby dopiec drugiej. Kiedyś nawet podsłuchałam - całkowicie mimowolnie - jej rozmowę z Chasem, podczas której próbowała go przekonać, żeby w końcu włączył Ashley do swojej armii jako "hienę bądź innego pchlarza". Już wiem kogo kicie nie tolerują bardziej niż mnie.
-Serio?- mruknęłam. Grzybki halucynogenne nie są zbyt oryginalne. 
-Dowcip równie nowoczesny, co moja matka.- skomentowała Wuya. Przestała chodzić i w końcu usadziła szanowne cztery litery na krześle.
-Nom.- zgodziłam się.- Stać mnie na więcej! Ale szkoda na ciebie mojego wysiłku.- Ostatnie zdanie burknęłam cicho i niewyraźnie, od razu zabijając je ziołową herbatą. Nie było odzewu, toteż pewnie nie usłyszała. Ewentualnie powstrzymało ją zirytowane spojrzenie Chase'a, który miał już po kokardę naszej rozmowy. Chase w kokardzie. Hmm...     
-Rachel!
-Co?- palnęłam, nagle przytomniejąc. Rozejrzałam się i ze zdumieniem spostrzegłam, że w jadalni zostaliśmy tylko ja i Sebastian, który stał nade mną ze swoją naturalną miną. I o tym właśnie mówiłam! Zamyślę się na chwilę i życie mi ucieka!
-Zaraz masz trening. Wypadałoby się obudzić, nieprawdaż?- powiedział z całkowitym spokojem. Wow, Chase wiedział, co robi, kiedy przydzielał go do pilnowania mnie. Pierwsza osoba - osoba? -, która nie dostaje przy mnie nerwicy.
-Trening? Teraz rano?- zdziwiłam się. Posłusznie wstałam i ramię w ramię wyszliśmy z pomieszczenia, a zniecierpliwione sługi Younga zabrały się za sprzątanie.- Nie mógł mi o tym chociaż powiedzieć?
-Mówił.- zauważył.- Tuż przed tym, jak wyszedł. Wyglądał jakby nie czuł się zbyt komfortowo, kiedy się tak na niego gapiłaś.
-Gapiłam się na niego?- No proszę, jakich ciekawych rzeczy się dowiaduję.
-Owszem.- Skinął głową.- Nie wiem, co mu zrobiłaś, ale takiej miny jeszcze u niego nie widziałem; Zdegustowanie i irytacja pomieszane z upokorzeniem.
-Naprawdę?- Ponownie skinął.- Wow. Ja tylko zastanawiałam się jakby wyglądał z włosami upiętymi do góry i przystrojonymi kokardą.- wyznałam.
Uśmiechnął się krzywo, co w jego wykonaniu miało oznaczać rozbawienie.
-I do czego doszłaś?
-W pomarańczowym wyglądałby strasznie. Zieleń i złoto, to zdecydowanie jego kolory.- stwierdziłam.
~°~°~
-Musisz mieć spokojny i czysty umysł.
-Czysty? Spoko. Gorzej z tym pierwszym.- jęknęłam. Starałam się trzymać oczy zamknięte, ale każdy gwałtowniejszy ruch w którąkolwiek ze stron skłaniał mnie do ich otwarcia. Wystarczało, że zerknęłam  z rozciągającą się przede mną przepaść, a świat zaczynał wirować.- Wspominałam, że mam lęk wysokości?
-Ze dwa razy.
-S-spoko.- powtórzyłam, nie do końca zgodnie z prawdą. Nie było spoko. Na pewno nie kiedy człowiek stoi na krawędzi gzymsu o szerokości maksymalnie dwudziestu centymetrów, bez możliwości cofnięcia się - Chase stał kawałek za mną -, a do twardej podłogi było dość daleko. Czułam się jakbym stała na dachu bloku mieszkalnego.- P-przypomnij mi, proszę, jaki cel ma to ćwiczenie?- zapytałam. Nie wiedziałam, gdzie podziać oczy. Ostatecznie skierowałam wzrok na sufit, byleby nie patrzeć w dół.    
-Nauka równowagi. Musisz zaufać swojemu ciału.- pouczył, już piąty raz w ciągu ostatnich kilkunastu minut.
OK. Ja to rozumiem, szanuję i toleruję. Szkoda tylko, że nigdy nie grzeszyłam koordynacją ruchową, zwłaszcza pod stresem! Teraz zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem dostałam się do głównego składu cheerleaderek? Albo jestem bardziej utalentowana, niż mi się wydaje, albo miałam szczęście. Stawiam na to drugie.
-Stań na jednej nodze.- polecił czarnowłosy. Chociaż nie widziałam jego wyrazu twarzy, byłam pewna, że właśnie uśmiechnął się podle. Naszła mnie wielka ochota, żeby wrzasnąć: "Chyba cię pogięło!". W ostatniej chwili ugryzłam się w język. Pewnie zepchnąłby mnie, dla czystej przekory.
Nie próbowałam robić jaskółki, ani przyjmować innych dziwnych pozycji - w mojej sytuacji nie skończyłoby się to zbyt dobrze. Zgięłam prawą nogę w kolanie i uniosłam ją delikatnie do góry, przenosząc ciężar ciała na lewą.
-Wyżej.- W jego głosie słychać było wyraźną nutę rozbawienia.
Wywróciłam oczami. Niemniej uniosłam nogę tak, że stopę miałam na wysokości drugiego kolana. Zachwiałam się. Aby utrzymać równowagę musiałam poruszyć nogą. I w ten sposób znalazłam się na samej krawędzi gzymsu. Pięknie, Rachel, pięknie.
-Jeszcze wyżej.
Zirytowałam się.
-Panie, jak jesteś, pan, spragniony widoku uniesionych do góry kobiecych nóg, mogę polecić Wuyę. Na pewno będzie uradowana!- warknęłam. Wiedziałam, że w jego mniemaniu to zwykłe ćwiczenie i nie ma w nim żadnych podtekstów. Jednakże wciąż jestem uczennicą gimbazy, a to do czegoś zobowiązuje.
Nie dostałam odpowiedzi, za to doczekałam się czegoś innego. Chase, cicho niczym bestia na łowach, przysunął się bliżej. Tak blisko, że czułam jego oddech na karku. Zamknęłam oczy, kiedy wychylił głowę znad mojego ramienia.
-Niech cię piekło pochłonie!- mruknęłam, przez zaciśnięte zęby. Niemal czułam jak mi się mózg zawiesza!
-Pewnie już to zrobiło.- Usłyszałam jego szept tuż przy uchu. Głęboki, opanowany i drwiący. Ale poza tymi standardowymi czynnikami usłyszałam również nutę melancholii. Zawsze tak mówił i tego nie dostrzegłam, czy to jakaś nowość? Nie zdążyłam się zastanowić, gdyż Książe Ciemności położył ręce na moich biodrach i zepchnął z gzymsu.             
----------------------------------------------
Oglądałam sobie właśnie jeden z odcinków Xiaolin, kiedy to pisałam i Wuya do Jacka rzuca taki tekst: "A co ma Chase Young, czego ja nie mam?", z tym, że "Chase" wymówiła tak, jak się wymawia ser po angielsku i miałam dziwne skojarzenie xD "Czis" XD
Shun: Wyobraziła sobie pomnik Chase'a wykonany z sera...
I jeszcze myszy z Garfielda, które go podgryzają XD Niezapomniane przeżycie >.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz