niedziela, 24 kwietnia 2016

New Xiaolin Showdown ~ Rozdział 7. Pojedynek Mistrzów

"Nie chodź tam, dokąd może zaprowadzić cię droga; zamiast tego idź tam, gdzie ścieżki nie ma w ogóle, i pozostaw za sobą szlak."
~Ralph Waldo Emerson

Rachel Gansey z tego wymiaru stała na placu przy kościele, trzymając w rękach Piasek Czasu i wpatrywała się we mnie z równą intensywnością, co ja w nią. W pierwszej chwili przestraszyłam się, że Przeobrażacz przestał działać i znów wyglądam jak ja, ale czarne włosy smagające mnie po twarzy szybko wybiły mi tą myśl z głowy. I całe szczęście. Bardzo prawdopodobne, że zszokowany wyraz twarzy Drugiej Rachel był spowodowany tym, iż znalazła się w środku sceny rodem z kreskówki - o, ironio! -, a nie zobaczeniem we mnie samej siebie... Zrozumiał ktoś sens powyższego zdania? Bo ja nie bardzo.
Raimundo zeskoczył z dachu - żywioł wiatru pozwalał mu na takie wyczyny - lodując tuż przed Drugą Rachel i łapiąc za Shen Gong Wu, które wciąż trzymała. Zadziałało jak kubeł zimnej wody, bo natychmiast się ocknęła.
-Ejże, co ty sobie wyobrażasz?!- krzyknęła, przybierając tak wrogi wyraz twarzy, że Rai wręcz od niej odskoczył. Moja krew normalnie, aż się łezka w oku kręci.
-Cóż, ja... my...- zaczął się jąkać. Nawet jeśli wiedział co powiedzieć, to przez spojrzenie dziewczyny stracił rezon.
Kątem oka widziałam, jak Omi przewraca oczami, Clay wzdycha z politowaniem, a Kimiko strzela facepalm'a. Całkiem zdrowa reakcja, sama miałam ochotę postąpić podobnie. Japonka szykowała się właśnie do przetransportowania się na dół, żeby pomóc koledze, ale nie zdążyła, bo...
Wtedy zjawił się Książę Ciemności we własnej osobie.
-Za wolno, mnisi.
Łatwo mu mówić. Wszystko działo się tak szybko, że mój wzrok ledwo za tym nadążał. W jednej chwili Chase był tuż za plecami Drugiej Rachel, a sekundę później stał już na dachu budynku obok z nią na rękach.
-E-ej! Zostaw mnie!- warknęła blondynka, próbując się wyrwać. Poskutkowało to tylko tym, że Chase zabrał jej Piasek Czasu i postawił ją na dachu, jedną ręką unieruchamiając jej dłonie za plecami. Szybki jest, skubaniec.- Czy ktoś raczy mi wyjaśnić, co tu się dzieje, do cholery!
-Puszczaj ją, Chase!- rozkazał Omi.
Książę Ciemności uśmiechnął się okrutnie.
-Jesteście pewni, że mam ją puścić?- Spojrzał znacząco w dół. Mnisi mieli związane ręce.
-Słaby żart, gościu!- Mimo, że na twarzy Drugiej Rachel malował się strach nie odmówiła sobie pyskowania do osoby, która w zasadzie trzymała jej życie w swoich rękach.
I chyba właśnie to absurdalne zachowanie sprawiło, że Chase w końcu zwrócił na nią uwagę. Spojrzał jej w twarz i... zdębiał. Niemal natychmiast odszukał wzrokiem mnie i posłał mi pytające spojrzenie, na które mogłam odpowiedzieć jedynie dyskretnym wzruszeniem ramion. Mówiłam, że jestem z innego wymiaru? Mówiłam. Uwierzył mi? Nie. No to teraz ma w rękach żywy dowód.
-Nie szarp się tak, to może nie zginiesz.- syknął przez zaciśnięte zęby, na co Druga Rachel prychnęła ostentacyjnie.
-Nie potrzebuję twojej litości.- powiedziała.
Chase wcześniej poluźnił trochę uścisk na jej nadgarstkach, zakładając, że nie będzie się wyrywać, żeby nie spaść. Przeliczył się. Druga Rachel zrobiła dokładnie to, czego bym się po sobie spodziewała, czyli jednym ruchem wyszarpnęła dłonie z jego i kopnęła go w drugą rękę. Tę, w której trzymał Shen Gong Wu. Potem krzyknęła krótko i spadła z dachu razem z Piaskiem Czasu.
Podczas gdy moje drugie ja wylądowało bezpiecznie w ramionach Clay'a - dzięki ci, brachu -, Omi wyskoczył, żeby złapać Wu. I zgadnijcie, co? Otóż złapał je dokładnie w tym samym czasie, co Chase. Zawsze mnie ciekawiło jak oni to robią, że udaje im się dotknąć tego Wu tak synchronicznie. Cóż, kolejna tajemnica wszechświata.
-Chasie Youngu, wyzywam cię na pojedynek mistrzów!
-Na jakich zasadach?- zapytał władca ciemności, zachowując swój znudzony niewzruszony wyraz twarzy.
-Wygrywa ten, kto pierwszy złapie Piasek Czasu.
Cieszyłam się, że zasady były nieskomplikowane i tak proste, że nawet ameba mogłaby zrozumieć, w końcu komu chciałoby się w takiej sytuacji wytężać mózgownicę.
-Moja Bransoleta Tora, kontra twoja Kula Tornami.- dodał Chase, a potem wykrzyknęli to swoje "Pojedynek Mistrzów!" i impreza się zaczęła. 
Najpierw budynki rozpadły się na osobne fragmenty i poszybowały wysoko w górę. Wszyscy gapie nagle gdzieś zniknęli, chociaż wcześniej było ich co niemiara. Jedynie Druga Rachel została, pewnie dlatego, że była zbyt blisko całego zajścia. Stała razem z Raimundem, Kimiko i Clay'em na uboczu, na lewitującej skale, która jeszcze kilka sekund temu była fragmentem kostki brukowej. Ja również stałam na podobnej, tylko zupełnie z drugiej strony. 
-Maliya!- krzyknęła Kimiko. Gdyby nie patrzyła mi w oczy, raczej nie domyśliłabym się, że to do mnie krzyczy.
-Nic mi nie jest! Zostanę tutaj!- odpowiedziałam, niezbyt pewna swoich słów. O wiele bezpieczniej czułabym się z nimi. 
Cóż, przynajmniej mam dobry widok., pomyślałam zgodnie z zasadą, że zawsze trzeba szukać pozytywów i skupiłam całą swoją uwagę na Omi'm i Chasie, którzy stali teraz na ziemi, mierząc się spojrzeniami. 
Spojrzałam w górę.
Piasek Czasu unosił się wysoko w górze, tuż nad pomnikiem Adama Mickiewicza. Dziwnie mały się wydawał z tej perspektywy.
-Gongi Tam Pai!
Obaj wyskoczyli praktycznie w tym samym czasie, od razu zaczynając przemieszczać się w górę. Właściwie, nic nie zapowiadało na to, żeby ten pojedynek miał długo trwać.
-Kula Tornami, woda!- Omi aktywował swoje Wu posyłając w stronę Chase'a strumień wody. Nie wiem, co planował tym osiągnąć, bo - co było do przewidzenia - Książę Heylinu wyminął go bez żadnego problemu.
Słyszałam od strony wojowników krzyki dopingujące Omi'ego. Ja nie odzywałam się w ogóle,z dwóch powodów: Pierwszy - nie wiedziałam komu tak naprawdę powinnam kibicować, i drugi - nawet gdybym wiedziała, to i tak byłam zbyt zapatrzona w przebieg pojedynku, żeby być w stanie się odezwać. 
Chase nawet nie użył Bransolety Tora - parł w górę, nawet nie wchodząc w żadną interakcję z przeciwnikiem i zgrabnie omijając jego wszystkie ataki. Był minimalnie szybszy, ale było to spowodowane jedynie tym, że Omi głupio marnował czas na niepotrzebne używanie Kuli Tornami. I dalej to, kurka wodna, robił. Czy ten mały żółto-głowy nie rozumie pojęcia słowa "wyścig"? Jeśli to będzie dalej tak wyglądało, to wynik pojedynku jest oczywisty.
-Kula Torna- próbował krzyknąć po raz kolejny, ale chyba nie byłam jedyną osobą, która była przez to o krok od nerwicy, bo Chase przeciął mu drogę w trakcie aktywacji i zniszczył fragment podłoża, na którym Omi stał. Wojownik Xiaolin spadł piętro niżej i na kilka sekund stracił równowagę, a strumień wody wysłany przez kulę zupełnie zmienił kierunek.
I leciał prosto na mnie.
Super. Nie, no. Ekstra. Po prostu, genialnie. 
Dlaczego to ja zawsze muszę obrywać?!, zdążyłam jeszcze pomyśleć zanim woda dosłownie zdmuchnęła mnie ze skały i poleciałam na łeb na szyję. 
Chyba krzyknęłam w międzyczasie, powiem więcej - na pewno darłam się jakby mnie mordowali, ale zwyczajnie tego nie pamiętam. Ten kilkusekundowy moment spadania trwał tak krótko, jak gdyby wcale nie miał miejsca. Myślałam, że się zabiję, ale następne, co pamiętam to nie głuchy odgłos uderzenia o beton, a czyjś dotyk na plecach i w zgięciu kolan.
Oraz zirytowany głos Chase'a.
-Dlaczego zawsze musisz sprawiać problemy?- powiedział dosadnie, ale na tyle cicho, że nikt poza mą nie usłyszał.
Pokręciłam tylko głową, nawet nie otwierając oczu. Teraz dopiero nie byłam w stanie nic z siebie wykrztusić.
Chase rzucił mnie na glebę, jak worek ziemniaków i zniknął równie nagle, co się pojawił. 
Chwilę później, kiedy udało mi się już pozbierać - a przynajmniej usiąść - pięć zmartwionych twarzy i jeden smoczy pysk pojawiły się tuż nade mną, ale nie miałam najmniejszej ochoty z nimi rozmawiać. Stare Miasto wróciło do poprzedniego stanu.
Omi wygrał.        
 *~*~*
Kiedy wróciliśmy do świątyni było już wieczór. Dla nich, wojowników Xiaolin, takie wypady były chlebem powszednim, ale dla mnie już nie bardzo, dlatego wraz z zejściem z Doja oznajmiłam, że zaklepuję łazienkę i po prostu sobie poszłam. Dwadzieścia minut później położyłam się do łóżka, nie zaprzątając sobie głowy czymś tak banalnym jak kolacja. 
Obudziłam się dopiero kilka godzin później, czując, jak ktoś potrząsa moim ramieniem. Stęknęłam, wciąż zaspana i machnęłam ręką, żeby odpędzić natręta kimkolwiek był. W tamtej chwili zwisała mi jego tożsamość i to, czego ode mnie chciał. Chciałam tylko spać.
I prawie udało mi się ponownie zasnąć. Prawie, bo owy ktoś zabrał mi koc.
Następnie usłyszałam przy uchu szept Sebastiana, tak cichy, że sama z ledwością mogłam go usłyszeć.
-Chase chce się z tobą widzieć.
-Niech poczeka do rana.- odburknęłam, wyszarpując z jego ręki przykrycie i ponownie zawinęłam się w nie jak w kokon.
-Jeśli nie wstaniesz teraz, wyniosę cię.- To chyba miała być groźba, tak przynajmniej wynika z kontekstu zdania. Niemniej Sebastian powiedział to tak beznamiętnie, że się nie przejęłam. 
To był chyba błąd. 
Najpierw ponownie zabrał mi kocyk i zasłonił dłonią usta, w razie jakbym miała krzyczeć. Niepotrzebnie, bo byłam tak zaspana, że nawet o tym nie pomyślałam. Przerzucił mnie przez swoje ramię - dużo ludzi traktuje mnie jak worek ziemniaków ostatnimi czasy, ciekawe czym jest to spowodowane - i zanim się spostrzegłam byliśmy już na dworze. Dopiero zimne, nocne powietrze mnie otrzeźwiło.
-Wziąłeś ze sobą mój kocyk?- zapytałam. Wręcz czułam jak wszystkie włoski na moich ramionach stają dęba. 
-Nie. Przeżyjesz.
Jęknęłam w odpowiedzi i dalej pozwoliłam się nieść. W końcu, nie miał butów. 
Weszliśmy kawałek w las rosnący obok świątyni i tam Sebastian odstawił mnie na ziemię. Cały czas dygotałam z zimna, ale przynajmniej udało mi się powstrzymać szczękanie zębów. Sebastian spojrzał z politowaniem na moje starania, żeby nie drżeć jak osika, westchnął i zarzucił mi na ramiona swój płaszcz. Niewiele, ale pomogło.
-Dz-dzięki.
-Drobiazg. 
-Gdzie Ch-chase?
-Tutaj.- Głos Jego Wysokości wyłonił się z głębi lasu, a wraz z nim jego właściciel. 
-Cz-cześć, Chase.- W sumie, to dobrze, że chciał porozmawiać, przynajmniej mam okazję podziękować mu za uratowanie życia.- Dzięki, że mnie złapałeś. Przez to przegrałeś pojedynek.
Machnął ręką i posłał mi spojrzenie pełne wyższości - co chyba miało być jego alternatywą powiedzenia "nie ma sprawy" - i natychmiast zmienił temat.
-Nie zależało mi na wygranej.
Więc dlaczego w ogóle się tam pchałeś?, zapytałam w myślach, ale na głos ani nie pisnęłam. Niech gada, co ma gadać i wracam do łóżka. 
-Większym problemem jest to, że teraz smoki zaczną zastanawiać się dlaczego to zrobiłem. Pewnie już coś podejrzewają. Dzisiaj dali ci spokój tylko dlatego, że byłaś zmęczona, ale spodziewaj się, że jutro zaczną się pytania, na które będziesz musiała w miarę racjonalnie odpowiedzieć.- mówił, patrząc na mnie intensywnie.
-Wiem.- Przytaknęłam.- Zastanawiałam się już nad tym.- Ale do niczego nie doszłam, dodałam, zachowując to dla siebie.
Chase skinął głową.
-Nie obchodzi mnie jak, ale masz to odkręcić. Rozumiesz?
-Tak.
-Zdajesz sobie sprawę, jakie będą konsekwencje niepowodzenia?
-Chase, na litość boską, jestem zaspana, nie niedorozwinięta.- warknęłam.
-Dobrze.- Odwrócił się i zaczął odchodzić. Żadnego "odezwę się", "powodzenia" ani nawet "pocałuj mnie w książęce cztery litery", po prostu sobie poszedł. 
-Odnieś mnie do łóżka.- powiedziałam do Sebastiana. Skoro przywlókł mnie tu na bosaka to niech weźmie odpowiedzialność za swoje czyny.
*~*~*
Miałam nadzieję, że uda mi się jeszcze zasnąć, ale się przeliczyłam. Dzięki Chase'owi naprawdę uświadomiłam sobie istotę problemu i w dodatku nijak nie wiedziałam jak go rozwiązać. Nie wystarczy, że jutro wezmę i nawciskam wszystkim kitu, to na pewno nie sprawi, że uwierzą. Poza tym, co miałabym im powiedzieć? Że może Książę Ciemności jednak ma w sobie na tyle człowieczeństwa, że uratował dziewczynę, którą widział pierwszy raz w życiu, kosztem przegranego pojedynku? Pff! Równie dobrze mogłabym stwierdzić, że Omi jest najskromniejszą osobą jaką znam!
Westchnęłam i przewróciłam się na drugi bok. 
Chciałabym, żeby to się w ogóle nie zdarzyło, ale przecież nie mogę sobie od tak cofnąć czasu i...
O nie., jęknęła część mojego umysł odpowiedzialna za logiczne myślenie.
Niestety, druga w tym czasie zawołała "Yolo!" i już po chwili stałam w pełni ubrana pod kryptą z Shen Gong Wu.
------------------------------
No w końcu! W końcu coś z siebie wypłodziłam! Ale, skoro już po egzaminach, to mogę sobie pisać ^^              

2 komentarze:

  1. Czy będzie kontynuacja? Bo ciekawie się zapowiada więc byłoby szkoda gdyby opowiadanie się skończyło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie. Po prostu pisanie tego opowiadania zawsze zajmowało mi trzy razy dłużej niż każdego innego, a dodatkowo zaczęłam nową szkołę i zwyczajnie nie mam czasu :/ Ale skoro wiem, że ktoś tu jest i czeka na rozdział, to postaram się sprężyć :)

      Usuń