piątek, 8 kwietnia 2016

New Xiaolin Showdown ~ Rozdział 6. Piasek Czasu

"Być może Bóg chciał, abyś poznał wielu złych ludzi, zanim poznasz tego dobrego, żebyś mógł go rozpoznać, kiedy on się w końcu pojawi" ~ Gabriel Garcia Marquez

Świątynia Xiaolin, czy może raczej jej mieszkańcy, całkowicie mnie rozstroili. Rozmowy, treningi, a nawet zwykłe spędzanie czasu z mnichami i mistrzem Fungiem, tylko na pewien czas koiły kumulujące się we mnie emocje. Poza tymi momentami byłam istnym kłębkiem nerwów. Zawsze miałam problem z wyrzutami sumienia - bywało, że dopadały mnie nawet jeśli wina nie leżała po mojej stronie. Niesamowicie denerwujące.
Przypomnienie sobie o tym dość istotnym fakcie sprawiło, że moja nowo przebudzona natura filozofa dała o sobie znak: Dlaczego właściwie wybrałam Heylin? Wylądowałam u Chase'a - okej, wypadało iść za ciosem. Ale teraz miałam ze sobą Przeobrażacz. Czy nie mogłabym od niego uciec? Gdyby bardzo mu zależało znalazłby mnie tak czy inaczej, jednak sądzę, że mogłabym spróbować. Mogłabym. Problem w tym, że nie chcę. Nie wiem dlaczego tak bardzo cięgnie mnie do Krainy NieTutaj, jednak zaczynam powoli za nią tęsknić - "Ach, ten magnes", jak to stwierdziłaby Izabella. Nie mówię o walorach przyrodniczych, bo przy samym Pałacu Ciemności ich nie ma, ale tamto miejsce jest na swój sposób sympatyczne.
Oczywiście, wygląd to mniej ważna kwestia. Powinnam raczej przejmować się moim stanem moralnym. Chociaż nigdy nie uważałam siebie za złą osobę, to nie jestem też całkiem dobra. W każdym człowieku jest dobro i zło. U mnie dobro przejawia się głównie przez empatię. A jeśli chodzi o złe cechy... jestem straszną egoistką. Czy te dwie rzeczy przypadkiem się nie wykluczają? Nie wiem. Na głos się do tego nie przyznam, - ledwo w myślach daję radę - ale lubię robić z siebie ofiarę; zazwyczaj nie potrafię przyznać się do błędu; często łapię się na myśleniu z obrzydzeniem o ludziach, których znam tylko z zewnątrz, lecz nigdy nie powiedziałam niczego obraźliwego prosto w twarz, bo, kurde, z sumieniem bym sobie nie poradziła, a do błędu się nie przyznam.
Skrzywiłam się z niesmakiem. Wcale nie jestem lepsza od Omiego, któremu wczoraj powiedziałam, że ma ego większe od głowy. Nagle zatęskniłam za Chase'm. On przynajmniej umiał mnie utemperować. Nieprawdopodobne, a jednak!
-Dojo, wiesz gdzie jest Omi?- zapytałam smoka, kiedy akurat mijaliśmy się na korytarzu.
-Podejrzewam, że na placu treningowym.- odpowiedział, wzruszając ramionami (albo łapami? smoki w ogóle mają ramiona?).- Ale jeśli znowu zamierzacie się kłócić...
-Idę go przeprosić.- przerwałam mu, z lekko zakłopotanym uśmiechem.
Zamierzałam już odejść, gdy z przeciwnej strony podszedł do nas mistrz Fung.
-To dobrze. Wojownik musi umieć przyznać się do błędu, choć czasem wymaga to nie lada odwagi.- pouczył.
W takim razie nie nadaję się na wojownika, a w dodatku jestem tchórzem., stwierdziłam w myślach, ale darowałam sobie powiedzenie tego na głos. Rachel Gansey ma o sobie zaniżoną opinię,- a jednocześnie zadziera nosa. fuck logic.- lecz Maliya Fung w takiej sytuacji tylko skłoniłaby się i odeszła. I tak też postąpiłam.
Dojo miał rację. Rzeczywiście znalazłam Omiego na placu, jak obijał worek treningowy. Albo obijał się o worek treningowy. W sumie, ciężko stwierdzić. W każdym razie, wyprowadzał kolejne ciosy z prędkością błyskawicy, aż zaczęłam się zastanawiać ile może być energii w takim małym ciele.
-Cześć, Omi.- przywitałam się.
Chińczyk odwrócił głowę w moją stronę, co rozbujany worek postanowił wykorzystać i odegrać za znęcanie się nad nim. Mówiąc w skrócie - Omi dostał w ucho i jęknął przeciągle.
-Nie śmiej się!- burknął w moją stronę, kiedy uśmiech dosłownie siłą wcisnął mi się na usta.
Przełknęłam śmiech.
-Nie śmieję.- zapewniłam, podchodząc bliżej.- Wszystko w porządku?
-Taa. Bywało gorzej.
-To dobrze.- Aha. Czyli teraz zaczyna się ta trudna część? Super.- Emm... słuchaj ja... przepraszam za to, co powiedziałam wczoraj.
Zmierzył mnie uważnym wzrokiem, marszcząc brwi. Co, jeszcze za mało? Ech... Mogłam to w sumie przewidzieć.
-Wcale nie myślę, że masz ego większe od głowy.- powiedziałam, siląc się na szczerość.- Po prostu... zdenerwowałam się, no! I samo tak jakoś... wyszło.
-W porządku.
-E? Naprawdę?
-Tak. Co minęło a nie jest, nie zapisuje się w rejestrze.- stwierdził rozbrajająco i wyciągnął do mnie rękę na zgodę. Uścisnęłam ją.
-Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr.- poprawiłam go odruchowo.
Może jednak uda nam się jakoś ze sobą dogadać?
*~*~*
Następnego ranka, - w sumie, było już nieźle po dziesiątej, ale uznajmy, że to nadal ranek - kiedy wylegiwałam się na futonie w swoim malutkim pokoiku i kontemplowałam deski sufitowe, do moich uszu doszły dźwięki dość ożywionej rozmowy. Eufemistycznie mówiąc. Ściany w świątyni naprawdę są cienkie skoro w części sypialnianej słyszę kłótnię, która odbywa się z drugiej strony budynku.
Wypadałoby się ruszyć., stwierdziła odpowiedzialna część mojego umysłu. Ta druga niemal natychmiast podniosła rękawicę.
A dlaczego mają mnie obchodzić ich zespołowe dramaty?!,  zawyła głośno, przekonując, że nie warto ruszać się z wyra z powodu byle sprzeczki. 
Miałam szpiegować mnichów. To może być coś ważnego.
W takim razie wybieraj! Łóżko albo wyleniała jaszczurka!
Jak wygląda wyleniała jaszczurka? Nie miałam okazji czegoś takiego zaobserwować, a wolę nie uruchamiać wyobraźni. To mogłoby się źle skończyć dla mojej biednej, udręczonej psychiki... O czym ja w ogóle chrzanię?! Wynocha z tego wyra!
Jęknęłam jakbym wydawała z siebie ostatnie tchnienie podczas brutalnego mordu, ale w końcu - heroicznym wysiłkiem - udało mi się wstać. Narzuciłam bluzę na piżamę i poczłapałam do źródła hałasu. W pokoju -nazwałam go sobie w myślach salą obrad, choć zapewne było to dalekie prawdy - zobaczyłam całą czwórkę xiaolińskich smoków. Raimundo i Omi kręcili się w kółko, krzycząc na siebie nawzajem. Nie byłam w stanie stwierdzić, co jest ideą sprzeczki, ale byłam pewna, że to tych dwóch oraz Clay, który z marnym skutkiem próbował ich uspokoić, byli owym źródłem hałasu. Prawda, że inteligentny wniosek? Kimiko siedziała pod ścianą w znacznej odległości od chłopaków, wpatrując się w ekran laptopa.     
-Wyjaśnisz mi dlaczego oni urządzają konkurs wrzasków na piękny początek dnia?- zapytałam, kucając obok. Nie byłabym sobą, gdybym przy okazji nie zajrzała jej przez ramię, żeby zobaczyć ekran. Nie oburzyła się, więc to raczej nie jest coś prywatnego.
-Wyjątkowo mają dobry powód.- zaczęła, zamykając komputer.- Dojo właśnie nam powiedział, że Piasek Czasu powrócił.
Oczywiście wiedziałam, o którym Shen Gong Wu mówi. Pamiętałam również, że w jednym z odcinków Omi z przyszłości zabrał Piasek do swoich czasów, aby tam go ukryć. Ale jako osoba postronna, która przyjechała do świątyni całkiem niedawno raczej nie powinnam znać tylu szczegółów. W przypadku pytań miałabym problem z odpowiedzią. Chyba najlepiej będzie zgrywać durnia.
-Co to takiego?- zapytałam, siląc się na swobodny ton.
-Shen Gong Wu pozwalające przenosić się w czasie. Uaktywniło się parę lat temu i przyspożyło nam sporo problemów.- wyjaśniła.- Koniec końców, udało nam się go skutecznie pozbyć. A przynajmniej tak nam się wydawało.- Westchnęła teatralnie i powoli przeniosła wzrok na przyjaciół.- Chłopaki właśnie debatują dlaczego tak się stało i jak możemy temu zaradzić.
Jeśli to jest debata to ja nadal jestem mieszanką cocker spaniela i nastolatki z częściowym ADHD.
-Dlaczego ten Piasek Czasu jest taki groźny?
-Ponieważ mieszanie w kontinuum czasoprzestrzennym może mieć katastrofalne skutki.- odpowiedział mi mistrz Fung. Porusza się tak cicho, że nie zauważyłam, kiedy tutaj przyszedł.- Nasi młodzi wojownicy już raz się o tym przekonali, prawda?
Raimundo, Clay, Kimiko i Dojo odruchowo spojrzeli w stronę Omiego, którego twarz pokryła się szkarłatnym rumieńcem. Zachichotał nerwowo, przez co ja również parsknęłam śmiechem. Pamiętam ostatnie odcinki. Ooo tak. Co tam się nie działo...
-W takim razie, co wy tu jeszcze robicie?- zapytałam, podnosząc się z podłogi. Spojrzeli na mnie z zaskoczeniem. Wywróciłam oczami.- Jesteście bohaterami, no nie? W takim razie, powinniście już dawno być w drodze po to Wu, a nie kłócić się o pierdoły.- powiedziałam, energicznie gestykulując rękami.
-Próbowałam to zasugerować, ale nie chcieli dopuścić mnie do głosu.- dodała Kimiko. Ona również wstała.
Chłopcy przez chwilę przyglądali się nam nic nie mówiąc. Po czym ktoś - chyba Omi - burknął, że "białogłowe mają rację" - na sto procent Omi - i cała trójka wybiegła z sali obrad. Ech, faceci...
-Kimiko- Mistrz Fung zwrócił się do japonki, zanim zdążyła wyjść z pokoju.- Zabierzecie ze sobą Maliyę.- powiedział, a ja zakrztusiłam się powietrzem.
-Ale... dlaczego?- zapytała, bynajmniej nie zniechęcona, ale zwyczajnie ciekawa.
-Właśnie, po co ja tam?- dodałam. Jeszcze się gdzie potknę, dostanę po głowie, albo - nie daj Boże - ze smoka zlecę i zrobię sobie kuku... toż ja jestem życiową kaleką! Takich się w ogóle nie powinno z domu wypuszczać, a co dopiero na misję posyłać!
-Odnoszę wrażenie, że nudzi się spędzając całe dnie w odizolowanej od reszty świata świątyni. Przyda jej się trochę świeżego powietrza.- powiedział tylko. Po czym wyszedł, zostawiając nas same.
"Odizolowana od reszty świata świątynia"? Oj, mistrzu. Widać, żeś nigdy w NieTutaj nie był. W porównaniu z mieszkankiem Chase'a, ta świątynia to Szanghaj. Chyba, że pozmieniani w zwierzęta wojownicy liczą się jako mieszkańcy...
-Okej- Kimiko z entuzjazmem klasnęła w dłonie, wyrywając mnie z rozmyślań.- Starczy ci dziesięć minut na przebranie się?- zapytała.
Obrzuciłam wzrokiem swój strój. No tak, w piżamie przecież nie pójdę.
-Starczy nawet pięć.- odpowiedziałam z uśmiechem i pognałam do siebie. Z jednej strony, wolałam się nie angażować, a z drugiej... z drugiej, w końcu coś zaczyna się dziać!
*~*~*
Lecieliście kiedyś kilka kilometrów nad ziemią na grzebiecie smoka? Nie? To żałujcie. Przeżycie tak niesamowite, że nawet mój lęk wysokości postanowił zamknąć się na czas podróży i pozwolił mi cieszyć się widokami i wiatrem we włosach.
"Przebranie się" zajęło mi w sumie siedem minut. Tylko dlatego, że musiałam jeszcze szybciutko spotkać się z Sebastianem i przekazać mu, co się święci. Nie pogadaliśmy zbyt długo, ale gdybym tego nie zrobiła, Chase na sto procent dałby mi do wiwatu...
-Panie i panowie, proszę zapiąć pasy. Za chwilę będziemy podchodzić do lądowania.- Głos Dojo przywrócił mnie do rzeczywistości.
Wychyliłam się i spojrzałam w dół. Liczyłam, że to pomoże mi choć trochę zorientować się w naszym położeniu. Nie pomogło. Miasto, jak miasto. 
-Wie ktoś, gdzie jesteśmy?- zapytałam, odwracając głowę do tyłu. Siedziałam pierwsza, za mną była Kimiko, a dalej chłopaki. 
-Zbliżamy się do Krakowa.- odpowiedziała, wcześniej sprawdzając coś na telefonie.- To takie miasto na południu Polski.
-Tak, wiem.
Serio? Polska? W sumie, miło, bo zaczynałam tęsknić, a w Krakowie mieszka moja ciocia i to miasto zawsze kojarzyło mi się z drugim domem. Z drugiej strony, ciężko mi będzie udawać Maliyę w miejscu, które ja znam dość dobrze, a ona nigdy w nim nie była. Oby Piasek Czasu był gdzieś, gdzie nie ma tysiąca turystów, proszę.
-Jeśli węch mnie nie myli, znajdziemy Piasek Czasu na dachu kościoła Mariackiego.- poinformował uczynnie Dojo.
... Wszechświat się na mnie uwziął, innego wytłumaczenia nie widzę.
Olbrzymi smok przelatujący nad centrum Krakowa z pewnością nie należał do rzeczy normalnych, toteż szok malujący się na twarzach przechodniów wcale mnie nie zdziwił. Dojo wyrzucił nas bezpośrednio na dachu kościoła - spadłabym gdyby nie pomocna dłoń Kimi, taki tam szczególik -, zmniejszył się do rozmiarów jaszczurki i wskoczył Clay'owi do kapelusza.
-Na wierzy!- krzyknął Omi i już zaczął kierować się w stronę klepsydry, która błyszczała na szczycie wyższej wierzy kościoła.
Jeśli chodzi o mnie to starałam się zbytnio nie ruszać. Zachowanie równowagi szło mi całkiem dobrze, dopóki nie patrzyłam w dół, ale to się mogło w każdej chwili zmienić.
Mnisi byli już niemal przy Wu, kiedy zawiał silniejszy wiatr i Piasek Czasu ześlizgnął się z dachu. Słyszałam głośne - i zdecydowanie wymagające cenzury - przekleństwo Raimunda i widziałam jak klepsydra leci kilkadziesiąt metrów w dół. Czy Shen Gong Wu może ulec zniszczeniu przez uderzenie w chodnik? Chyba może. W końcu Kimiko zniszczyła tak kiedyś Mozaikową Szalę. Ale czy z Piskiem Czasu będzie podobnie?
Na szczęście nie miałam okazji się przekonać, bo klepsydra jednak nie uderzyła w chodnik. Złapała ją jedna z gapiów - dziewczyna o blond włosach średniej długości z przefarbowaną na czarno grzywką i blado-niebieskich oczach. Miała na sobie dżinsy i wyciągnięty sweter, a na ramieniu wisiała jej niebieska, materiałowa torba z napisem Milano... którą kupiłam w trakcie wycieczki do Mediolanu.
-Jasna cholera!- Tym razem to ja przeklęłam. Ba, z wrażenia straciłam równowagę, przewróciłam się na tyłek i zaczęłam zsuwać się z dachu. Zatrzymałam się dosłownie na samym jego krańcu i nadal nie byłam w stanie oderwać od niej wzroku.
Ta dziewczyna była mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz